Historia nastoletniej Luny Lovegood, kiedy na jej drodze staje niebezpieczyny Śmierciożerca - Draco Malfoy.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Rozdział 17 ~ Czyste myśli obrane w niecodzienne słowa...
Zaśmiałam się. Wpadłam do pokoju i włączyłam muzykę. Była o niebo spokojniejsza od tej granej z Dziurawym Kotle.
Delikatnie rozpięłam łańcuszek i położyłam go na szafce. Wciąż w głowie miałam Malfoy'a gapiącego się na niego. Po co? Przecież to nie możliwe, żeby był od niego... Ale podpis... M... Malfoy... Szlag. Na wszystkie świętości to przecież Draco Malfoy! Ta durna, ślizgońska, tleniona fretka! I nie ma żadnych uczuć. Jedyne czego pragnie to być w centrum uwagi i naśmiewać się z innych. To nie może być od niego. Zwykły zbieg okoliczności.
Odgoniłam od siebie wszystkie myśli. Przybrałam szczęśliwą twarz.
-Zmęczona jestem. - szepnęła rudowłosa i padła na moje łóżko.
Zaśmiałam się. Zabrałam piżamę i pobiegłam do łazienki się umyć. Gdy wróciłam do pokoju dziewczyna smacznie spała wtulona w moją kołdrę.
Uśmiechnęłam się i położyłam obok niej. Zasnęłam od razu.
Poczułam uderzenie w sam brzuch. Otworzyłam oczy. No tak... lunatykowałam. Wpadłam prosto na szafkę. Szuflada była otwarta i to o nią nadziałam swój brzuch. Przetarłam oczy i wróciłam do łóżka.
Gdy na dobre się obudziłam byłam sama w pokoju. Spojrzałam na zegarek. 11:48. Cóż, mogłam się tego spodziewać kładąc się spać przed piątą nad ranem. Trochę mnie bolała głowa, ale tak to jest po gnębiwtryskach.
Związałam włosy niedbale na czubku głowy, wyciągnęłam z szafy ciemną spódnicę w kwiaty i fioletową bluzkę na krótki rękaw.
Po krótkiej chwili w drzwiach mojej sypialni pojawiła się rudowłosa postać.
-Już nie śpisz? - zapytała z uśmiechem.
-Chyba już wystarczy. - zaśmiałam się i poszłam do łazienki.
Po wykonaniu porannych czynności wróciłam do przyjaciółki. Zastałam ją uśmiechniętą, przyglądała się mojemu nowemu wisiorkowi.
-Jest taki śliczny... - szepnęła.
Uśmiechnęłam się.
-Tak... mam szczęście.
-Może od Nevill'a?
-Może... Ale mam inny temat dla ciebie. Z pewnością cię zainteresuję. Ale to za chwilę. - pociągnęłam ją za rękę.
Poszłyśmy do kuchni. Wyciągnęłam dwa świeże budynie czekoladowe. Jeden podałam Ginny, drugi został dla mnie. W milczeniu zjadłyśmy nasze śniadanie.
Potem udałyśmy się do salonu. Dziewczyna rozsiadła się wygodnie w oczekiwaniu na moje słowa.
-Dostałaś prezent od Harry'ego? -zapytałam uśmiechnięta.
Zaśmiała się i uniosła dłoń do góry. Tak jak się spodziewałam, to od niego była bransoletka.
-Ale go nie było. Rona i Hermiony też nie. Mama była smutna, widziałam to po niej. -przybrała trochę mniej radosny ton.- Martwię się.
-I o tym chciałam ci powiedzieć. Nic in nie jest.
-Skąd ta pewność?
Zaśmiałam się.
-Bo byli u mnie na wigilii.
Na twarzy Ginny wymalowało się coś na pograniczu radości i zdziwienia.
-Ale jak to?
-Normalnie. Do was nie mogli przyjść, Sama Wiesz Kto tylko by na to czekał. A nie chcieli spędzić wigilii samotnie, więc przyszli do mnie. - powiedziałam najmilej jak tylko potrafiłam.
-Muszę powiedzieć mamie! - prawie krzyknęła. Była taka szczęśliwa...
-Nie! Ginny proszę. Oni mnie prosili, by nikt oprócz ciebie nie wiedział.
-Och... no dobrze...
Ale się zaśmiała i przytuliła do mnie.
-I znowu do szkoły... - zmieniłam temat.
-Tak... w sumie trochę za nią tęsknię. Teraz pierwszym tematem będzie zabawa w Dziurawym Kotle. - zaśmiała się.
-Jak ktokolwiek zacznie, bo nie wiem czy będą pamiętać cokolwiek.
-Tak tego, jak ci Malfoy whiskey zaproponował to lepiej żeby zapomnieli, ale ja będę pamiętać. - rzuciła śmiejąc się.
Zaśmiałam się.
-A może tak zapomnisz ten wątek?
-Hm... -zrobiła minę myślicielki. - nie... po co? Przecież to zwykła spawa.
-Był pijany, a ja chciałam się napić za darmo. - próbowałam się usprawiedliwić.
-Zwal na gnębiwstryki. - zauważyła rudowłosa.
-No to też. Błagam cię, odpuść mi tą żenującą scenę. - zrobiłam smutną minkę.
-Oj Luna. Przecież wiem. Nigdy z własnej woli nie zadawałabyś się z tą wypacykowaną tchórzofretką. - zaśmiała się.
Wkrótce ja też się śmiałam.
-Dzień dobry. - usłyszałam dźwięk głosu taty.
Rzuciłam mu się w ramiona.
-Dzień dobry panie Lovegood. - przywitała się Ginny.
-Jak ci minął sylwester? - zapytałam, gdy tylko go puściłam.
-Przyjemnie. -uśmiechnął się. - a wam.
Spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo.
-Magicznie. - odrzekłam rozmarzonym głosem zgodnie z prawdą.
Ojciec tylko się uśmiechnął. Poszłyśmy do mnie do pokoju.
-Już jutro do Hogwartu. -stwierdziła bez entuzjazmu.
-Ja tam się nawet cieszę. - uśmiechnęłam się promiennie.
Znowu popatrzyła na mnie jak na dziwaczkę.
-Tak, najlepiej mieć już w pierwszy dzień szkoły eliksiry ze Snapem. -wywróciła teatralnie oczyma.
Zaśmiałam się.
-Cóż, nawet jego osobę mogę znosić.
Rozmawiałyśmy jeszcze godzinę, potem przyjaciółka musiała iść. Pożegnałyśmy się, umówiłyśmy na peronie 9 i 3/4.
Sama musiałam się spakować, więc szybko wyciągnęłam kufer. Wybrałam szybko strój na drogę, reszta rzeczy wylądowała w walizce. Wcisnęłam tam również prezenty od przyjaciół i tak naprawdę byłam już gotowa.
Spać poszłam w całkiem miłym nastroju. Zamykając powieki czułam delikatny powiew styczniowego wiatru.
No tak, już styczeń – pomyślałam i zapadłam w długi, zimowy sen.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz