Jeszcze raz spojrzałam na pociąg. Był niesamowity... Może zachwycał mnie tak dlatego, że nigdy nie widziałam żadnego innego? Może...
Oddałam swój kufer i pobiegłam za swoimi ulubionymi Gryfonami. Zdążyli już wsiąść do karocy.
Ale ja zbliżałam się powoli, patrzyłam na coś zupełnie innego. Na stworzenie, którego nie widziałam przez całe święta.
Podeszłam do testrala z uśmiechem i zaczęłam gładzić go po pysku. Ginny wpatrywała się na mnie z niedowierzaniem, dla Neville'a nie była to w żadnym stopniu nowość.
Ale musieliśmy jechać. Dosiadłam się do nich i już ruszyliśmy.
Hogwart jak zwykle wyglądał wspaniale. Uwielbiałam ten zamek za całą jego malowniczość i magię.
Weszliśmy do Wielkiej Sali. Zajęłam miejsce przy stole Ravenclaw i wyczekiwałam powitania dyrektora.
Snape nie kazał mi długo czekać. Już chwilę po moich myślach zaczął przemowę. Niewiele mówił, głównie to, że zasady się nie zmieniają. I... że będzie nowa uczennica.
Wtem do sali weszła krótkowłosa szatynka. Miała grzywkę na całe czoło. Była drobna, szczupła i dość blada. Nawet przez chwilę, gdy nas minęła idąc w stronę dyrektora zdążyłam zauważyć zielone tęczówki idealnie harmonizujące się z dębowymi pasmami.
-Alison Green. - powiedział dyrektor bez wyrazu.
Podeszła do niego i włożyła na głowę Tiarę Przydziału.
-Ravenclaw!- wykrzyczał kapelusz.
Rozniosły się brawa, na które szatynka odpowiedziała uśmiechem. Usiadła po drugiej stronie krukońskiego stołu, gdy na nim pojawiły się cudownie pachnące smakołyki.
Nie byłam głodna, posiłek prędko skonsumowałam, po czym wstałam od stołu i ruszyłam w stronę dormitorium.
-Luno!- usłyszałam swoje imię.
-Słucham, panie Flitwick?-odparłam zauważając nauczyciela.
Rzadko go spotykałam chociaż był opiekunem mojego domu. Zastanawiałam się jedynie z jakiego powodu chce ze mną rozmawiać, ale odpowiedź przyszła mi bardzo szybko.
-Alison Green, ta nowa uczennica będzie z tobą mieszkać. Dobrze?-mówił spokojnie, z nutką zniecierpliwienia.-Pokaż jej szkołę i tego typu rzeczy.
-Dobrze. -powiedziałam chyba nawet dla świętego spokoju.
Pokoje w Ravenclaw były podwójne, ale było ich więcej niż było potrzeba. W ten sposób niektórzy Krukoni, jak ja mieszkali samodzielnie. Tak naprawdę dopiero wtedy przypomniałam sobie o pustym łóżku po drugiej stronie mojego dormitorium. Nigdy na nie specjalnie nie zwracałam uwagi. Przyzwyczaiłam się już dawno do samotności, wśród Krukonów już zupełnie.
Siedziała niedaleko mnie. Podeszłam do dziewczyny. Otoczona była oczami większości Krukonów, zwłaszcza tych płci przeciwnej.
-Witaj. Jestem Luna Lovegood, mam cię oprowadzić po zamku.-wyrecytowałam bez żadnych emocji.
Ludzie z jej otoczenia wysłali jej współczujące spojrzenie, a ta tylko się pożegnała i razem wyszłyśmy z Wielkiej Sali.
-Co najpierw chcesz zobaczyć?-zapytałam, chyba nawet uniosłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
Zastanowiła się chwilę.
-Mój pokój. Potem resztę jakoś ogarnę. -zaśmiała się.
-Mieszkamy z zachodniej wierzy Hogwartu.
Stanęłyśmy przed drewnianymi drzwiami. Dziewczyna patrzyła na mnie pytająco. Drzwi w końcu nie miały ani klamki, ani dziurki od klucza. Była jedynie kołatka w kształcie orła.
-Jakie jest hasło? -zapytała wciąż przypatrując się ciemnemu drewnu.
-Nie ma. Aby dostać się do Ravenclaw trzeba być bystrym, sprytnym. Tutaj musisz odpowiedzieć na zagadkę. Nie martw się, ona nie jest trudna. Bynajmniej dla żadnego Krukona. - uśmiechnęłam się.
-A co jak nie odpowiem? - zapytała lekko przestraszona.
-Zaczekasz na kogoś kto ci pomoże. W ten sposób uczą nas inteligencji i kojarzenia faktów. Poradzisz sobie.
Zostało nam zadane pytanie. Pozwoliłam nowej uczennicy się zastanowić.
-Ty wiesz?-lekko się wystraszyła.
Pokiwałam głową. Chyba jeszcze bardziej ją tym zdenerwowałam.
-Jestem do niczego. - padła na ziemię.
-Skup się. Nie bez powodu tu trafiłaś. Na początku będzie trudno, potem zrobi się to banalne.-podałam jej rękę.
Powtórzyła zagadkę z 10 razy na głos. Jej oczy nagle rozbłysły.
-Powietrze? -zapytała mnie niepewnie.
Uśmiechnęłam się i przytaknęłam.
Dziewczyna podskoczyła z radości. Zaśmiałam się. Drzwi się otworzyły, więc weszłyśmy do pokoju wspólnego.
Szepnęła „Wow”. Nie dziwiłam się. Pokój wspólny Ravenclaw był naprawdę zachwycający. Zawsze kojarzył mi się z rycerzami, historiami rycerskimi... Był bardzo duży, okrągły. Na ścianach widniały niebiesko-żółte jedwabiste tkaniny, które były przedzielane przez łukowe okna. Zawsze je lubiłam, przez nie można było zobaczyć najpiękniejsze góry. Widoczne były sklepienia, na podłodze leżał wielki dywan w gwiazdy. Naprzeciw drzwi stał posąg Roweny Ravenclaw, założycielki domu. Poza tym były tam biblioteczki, stoliki, fotele...
-To jest pokój wspólny, a teraz zabiorę cię do dormitorium. - szepnęłam i minęłam posąg. Dziewczyna podążyła za mną.
Tam rozciągały się sypialnie. Bez trudu znalazłam swoją. Tfu, naszą. Otworzyłam powoli drzwi i weszłam do środka.
Dziewczyna była zdumiona.
-To nie moje rzeczy... -zaczęła.
-Wiem. To moje. Od dziś jesteśmy współlokatorkami. Mieszkałam tu sama od lat. Dopiero przed chwilą się dowiedziałam...
-To moje łóżko stoi tam? - zapytała.
-Tak.
-Świetnie. Naprawdę się cieszę, że nie będę mieszkać sama.
Uśmiechnęłam się.
To na kolejny rok zyskałam nową znajomość. Ciekawe, jaka się okaże...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz