czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 22 ~ Spójrz. To na niebie ktoś rysuje te wszystkie chwile. Jest cicho, czyżby zwiastowało to grom?



Kolejne dni mijał jak gdyby nigdy nic. Nikt nie zwrócił uwagi na walkę w śniegu, jakby było to czymś zupełnie normalnym. Jakby zapomnieli...

Siedziałam samotnie w pokoju zastanawiając się co mogłabym teraz zrobić. Perspektywa szukania przyjaciół późnym wieczorem nie wydawała mi się zbyt kusząca, a Alison dosłownie zniknęła. Ale cóż, ma swoje życie.

Oplotłam wzrokiem każdy przedmiot znajdujący się w pokoju. I wtedy coś do mnie dotarło. Sięgnęłam po błękitny zeszyt od taty. Byłam ciekawa cóż wyjątkowego kryje się wewnątrz. Skinieniem ręki odgoniłam pilnujące go rośliny i na pierwszej białej kartce ujrzałam datę 1 stycznia.

Cóż... zupełnie wyleciało mi z głowy kontrolowanie wpisów. Musiałam szybko wszystko nadrobić. Sięgnęłam po błękitny długopis i delikatnie przyłożyłam go do kartki.

Zaczęłam naturalnie od słów „Drogi pamiętniku!”, ale nic poza tymi dwoma wyrazami się nie napisało. Spojrzałam na kartkę zdumiona. Po dosłownie kilku sekundach strona była już zupełnie zapisana.

Moim pismem, moim stylem... Mogłabym rzec moimi słowami. Ale takimi, które wypłynęły prosto z mojej własnej głowy. Ten pamiętnik nie czekał na mój własny wpis tylko samodzielnie wdzierał się do mojej podświadomości i umieszczał myśli na kartce.

W ten sposób... musiało być to szczere. Samej siebie chociażbym pragnęła - okłamać nie mogłam...

Nadrobienie wpisów przyszło więc naprawdę łatwo.

Od razu po skończonej pracy sięgnęłam po zwykłą kartkę i zaczęłam na nim pisać:

„Drogi tatusiu. Bardzo dziękuję ci za ten pamiętnik, jest naprawdę niezwykły. Zastanawia mnie tylko jedno : czy tylko ja mogę go otworzyć?
Złapałeś jakieś nowe stworzenia? Kiedy będzie kolejny numer „Żonglera”, bo wciąż szukam i nie ma... Tatusiu napisz...

Kocham cię

Luna”


Zapakowałam list i wyszłam z dormitorium. Minęłam szepczących pewnie na mój temat Krukonów i ruszyłam w stronę sowiarni.

Było już trochę późno i na dobrą sprawę nie powinnam wychodzić już z dormitorium. Ale tak chciałam wiedzieć... Bałam się, że ktokolwiek odkryje moje wpisy. Były jak to się mówi... zbyt osobiste.

Nie zważałam więc na zasady i wyszłam. Korytarz przypominał wielkie pustkowie z ciekawego horroru. Wielka, przejmująca cisza. Słyszałam, że w takich chwilach mugole mówią „nie idź tam”, ale i tak bohater robi to, jakby na przekór.

Prefekci pilnowali Hogwartu nocą, żeby nikt się po nim nie pałętał. A dziś to ja będę tym, na kogo będą polować. Ciekawa zamiana miejsc. Troszkę adrenaliny przyda mi się w życiu. Loty na testralach stały się dla mnie już taką przyjemnością, że bez problemu wzlatywałam najwyżej jak się dało i bez żadnego strachu mogłabym skoczyć z takiej wysokości nie obawiając się o życie.

Co mnie zgubiło? Marzycielskość. Przechodząc koło jednego z okien zwróciłam uwagę na niebo. Słońce zdążyło już dawno zajść i zaczęły się pojawiać kolorowe iskierki. Starałam się je policzyć. 127... nie, 128? A tą policzyłam?

Wpatrywałam się w okno nie zważając już na nic. Choćby się paliło ja nie zwróciłabym uwagę ani na ciepło, ani na krzyki. Jak już się w coś zatracałam końca... ciężko było mnie sprowadzić z powrotem na ziemię.

Nie wiem ile się tak wpatrywałam. 15 minut? Coś blisko tego.

-Długo jeszcze? - warknął ktoś za mną.

Trafił akurat na moment mojego „powrotu na ziemię”. Niepewnie odwróciłam wzrok, a moje ciało przeszedł zimny dreszcz. A więc ofiara dała się upolować...

Patrzyłam w niego niepewnie. Oświetlał go jedynie płonień z jednej pochodni, ale dobrze wiedziałam kim jest. Logo Slytherinu i platynowe włosy zdradzały tyle co wszystko.

-Długo tu stoisz? - zapytałam niepewnie.

-Nie ważne. Minus 10 punktów dla Ravenclaw za łażenie po nocach. Wracaj do dormitorium nim odejmę ci więcej. - warknął blondyn.

Zaśmiałam się.

-Ile? - dążyłam.

-Co ile? - chyba się nieco wkurzył.

-Ile punktów nam odejmiesz jeśli teraz tam nie wrócę. - mój ton stał się nad wyraz spokojny.

Zdziwił się. Podszedł krok bliżej, mogłam dokładnie zobaczyć jego twarz.

-Po co ci odpowiedź? - syknął.

-Bo nie zamierzam wracać. Mam coś do załatwienia, więc lepiej żebym już wiedziała.

I znowu zdziwienie.

-Coś ważnego? - Odsunął się o pół kroku.

-Zależy co uważasz za ważne.

Skrzywił się. Wzruszyłam ramionami.

-To ile?

-Idź już nim się rozmyślę. - warknął i odszedł.

Teraz to ja stałam zdumiona. Poruszał się powoli, miarowo. Jakby miał zaplanowany każdy ruch.

Zniknął w ciemności.

-To w końcu ile? - zapytałam samą siebie.

Uśmiechnęłam się i poszłam do sowiarni. Znalazłam śliczną sówkę i poprosiłam ją o dostarczenie wiadomości.

Patrzyłam jak odlatuje... I znowu to przecudne niebo. Tym razem gwiazd było znacznie więcej i miały w sobie pewien błysk.

Przypominały mi one ten błysk w j... Nie ! - skarciłam się w myślach. Nie, nie mogło. Nie mogę o tym myśleć. Natychmiast odwróciłam wzrok od gwiazd. Zdumiona swoimi własnymi myślami od razu opuściłam sowiarnię. Wracałam cicho, spokojnie nawet nie patrząc przez żadne okno...







***




Pewnego zimowego wieczora wyszłam z pokoju. Chciałam się przewietrzyć, nic nadzwyczajnego. Chwytałam płatki śniegu w gołe ręce i puszczałam je obserwując ich lot. Z czasem zlepiałam z nich kulki, które później rzucałam w najbliższą ścianę. Ręce zrobiły się czerwone, oddech zostawiał po sobie białą chmurę. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem ubrana w trampki, spódnicę oraz sweterek na długi rękaw zapinany na guziki z przodu. A na zewnątrz temperatura sięgała poniżej 0 stopni Celsjusza.

Do czasu gdy o tym nie myślałam nie czułam zimna. Wiatr zawiał wywołując na mojej skórze dreszcze. Wróciłam do zamku.

Szłam powoli, po cichu do dormitorium. Usłyszałam jakiś szum, zwróciłam się w stronę hałasu. Podchodziłam bliżej, aż zobaczyłam.

W jednym z korytarzy chłopak przyciskał dziewczynę do ściany łapczywie się z nią całując. Ona sama wyglądała na bardzo zadowoloną, jakby czekała na to już długo czas.

Nie zauważyli mnie. I dobrze. Cofałam się powoli lekko zszokowana tym co chwilę wcześniej zobaczyłam.

Bo widok Neville całującego Alison chyba nie należał do tych najbardziej zwyczajnych, czyż nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz