Dni mijały szybciej niż mogłabym się tego spodziewać. Wszystkie chwile zostały zrzucone w zakamarki pamięci. Nikt nic nie wiedział, nikt nie pisnął słówka. Miles pojawił się w świecie Hogwartu. Do mojego wrócił tylko na chwilę.
Mieliśmy lekcję Obrony przed Czarną Magią. Tym razem byłam zupełnie skupiona, rozluźniona. Wydawało się, że nic nie wyprowadzi mnie z równowagi.
Draco wszedł pewnie do sali i powtórzył przed nauczycielem formułkę.
-Dyrektor natychmiast wzywa Lunę Lovegood.
Wstałam spokojnie i poszłam za chłopakiem. Szliśmy w milczeniu. Wiedziałam dokładnie co mnie czeka.
Miles siedział już w gabinecie. Nawet na niego nie spojrzałam. Nie chciałam, a może nie mogłam?
Nie miało to większego znaczenia.
-Wstańcie. Luno, masz dwa Cruciatus'y. Załatw to szybko. - warknął profesor.
Milcząc stanęłam naprzeciw niego. Przygryzłam wargę, zmrużyłam oczy. Sprawianie bólu nie poprawiało mi humoru. Ale w życiu to jest konieczne. Walka.
-Crucio. - powiedziałam półgłosem.
Chłopak od razu upadł na ziemię i zaczął się wić z bólu. Patrzyłam na niego spokojnym, nieprzytomnym wzrokiem. Tak jakby nic nie znaczyło dla mnie jego cierpienie.
-Jeszcze jeden. - upomniał mnie Snape.
-Crucio. - powiedziałam opanowana.
Chłopak krzyczał, błagał, przepraszał, łkał. Ale to nie miało znaczenia. Moje zadanie było wykonane.
-Mogę już iść? - zapytałam nieprzytomnie.
-Panie Malfoy, proszę odprowadzić pannę Lovegood pod klasę i iść na lekcje. - powiedział zimno.
Wyszliśmy spokojnie z jego gabinetu. Nawet poczułam lekką ulgę. Właśnie w tej chwili zamknęłam rozdział związany z Milesem.
Szłam spokojnym, miarowym krokiem. Nawet się lekko uśmiechałam. Nie zamieniliśmy ze sobą nawet jednego słowa, ale nie byłam tym faktem zasmucona.
Weszłam spokojnie do sali i zajęłam miejsce w ławce. Gdy pytali mnie: „po co byłaś u Snape'a?” odpowiadałam jedną formułkę.
-Nargle zagnieździły się w jemiołach. Chciał, abym pomogła mu je wydostać.
Raczej nie wierzyli, ale nie musieli. To i tak nie miało znaczenia, prawdy nie powiedziałam nikomu.
Wieczorem Ginny prosiła o spotkanie. Miało na nim być sporo osób, nasz rocznik i rocznik Neville'a – Gryfoni, Puchoni i Krukoni. Spotykaliśmy się w pokoju życzeń.
Szłam z Alison z milczeniu. Wciąż była zła, że nic jej nie mówię. Uśmiechałam się do niej promiennie, a ona raz oddawała uśmiech, a innym razem zdawała się go nie zauważyć.
Gdy stanęłyśmy pod pokojem życzeń spuściła głowę w dół.
-Luna... przepraszam. Nie powinnam tak naciskać. Sama mam kilka tajemnic, o których nie koniecznie chcę mówić. - szepnęła smutno.
Zaśmiałam się.
-Już dobrze, dobrze. Zamknijmy temat. Ginny już czeka. - uśmiechnęłam się i pociągnęłam ją za rękę.
Przed nami stały już drzwi. Spokojnie weszłyśmy do pomieszczenia. Było tam już naprawdę mnóstwo osób, Ginny ma talent do organizacji. Mijałyśmy znanych nam uczniów idąc w stronę szefowej. Na widok jej długich, rudych włosów uśmiech sam poszerzał mi się na twarzy.
-Kogo jeszcze nie ma? - zapytałam jej cichutko.
-Chyba już wszyscy. - krzyknęła jakaś dziewczyna z tyłu.
-Dobra. To może zacznę od powodu naszego spotkania. Jak pewnie wiecie zbliżają się walentynki, a mając za dyrektora Snape'a pewnie nie uczcimy ich godnie. Pomyślałam, abyśmy zrobili sobie tutaj zabawę od godziny 22:00. Tak w tajemnicy. Tylko nikt spoza grupy nie może się dowiedzieć. Moje pytanie kieruję do was – chcecie, czy mam nie zaprzątać sobie tym głowy? - zaśmiała się.
Miała taką charyzmę, coś co sprawiało, że aż chciało się jej słuchać. Była urodzoną przewodniczką – znalazła problem i możliwe rozwiązanie.
Wszyscy zaczęli szeptać do siebie „tak, tak”, aż powstała z tego odpowiedź godna uwagi rudowłosej. Uśmiechnęła się tylko.
-Zatem dziękuję wam, to już wszystko. - pożegnała się i pociągnęła mnie za rękę.
Pozostawiłyśmy Neville'a i Ali na chwilę samych, zajmując się swoimi sprawami. Była taka podekscytowana... Potrzebne jej to było, tak tęskniła za Harrym...
-Tylko nie wiem jak to zrobić, żeby na pewno nie dowiedzieli się Ślizgoni i Snape. To może źle się skończyć dla nas wszystkich... - zamyśliła się.
-Jak mieliby się dowiedzieć? Snape prawie nam się nie pokazuje, więc raczej o nic z jego strony obawiać się nie musimy. A Ślizgoni... może nam odpuszczą jakby co. - powiedziałam niepewnie.
Przyjaciółka się zaśmiała.
-Ślizgoni? Odpuszczą? Wątpię... - skwitowała lekko smutna.
-Będziemy się martwić, jak się rzeczywiście zorientują. A na razie ciii... - szepnęłam i pociągnęłam ją w stronę pozostałych przyjaciół. Już koniec ich samotności.
Jak się odezwałyśmy obydwoje aż podskoczyli, mimo że nie robili niczego niestosownego. W zasadzie tylko stali naprzeciwko siebie...
Zaśmiałyśmy się obie. Ginny nie spuszczała ich teraz z oczu, chyba czuła to samo co ja. Pogadaliśmy jeszcze trochę i musiałyśmy już wracać do dormitoriów. Zdecydowanie w dobrych humorach. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że było już dość późno...
Korytarz świecił pustkami, przejmowała go wielka cisza. Szyłyśmy spokojnym krokiem śmiejąc się przy tym.
-Dla was nie za późno? - usłyszałyśmy przed sobą zimny ton.
-Nie twoja sprawa. - syknęła Ali do blondyna wyłaniającego się z ciemności.
-Moja. Jestem prefektem, a wy włóczycie się po zamku po ciszy nocnej. Coś na usprawiedliwienie? - zapytał cynicznym tonem triumfalnie się przy tym uśmiechając.
Wymieniłyśmy się zaskoczonymi spojrzeniami.
-Nie wiedziałyśmy, że jest już tak późno. - szepnęłam wciąż zdziwiona. Przecież nie siedziałyśmy tam tak długo...
-To nie zmienia faktu, że Ravenclaw traci 10 punktów. - warknął przerywając mi.
Ali chciała się z nim kłócić, ale pokręciłam przecząco głową. Nie było sensu.
-Zatem dobranoc. - szepnęłam pchając brunetkę do drogi. Poszłam od razu za nią.
Moja dłoń przez przypadek odnalazła jego łącząc się na ułamek sekundy. Nie traciłam przez ten czas z oczu jego cudownych tęczówek. Ale trwało to tylko ułamek sekundy. Potem już prostą drogą doszłyśmy do dormitorium.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz