czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 3 ~ Żmudne nadzieje.



Pomysł był bardzo ciekawy, ale jak to wyjdzie w praktyce nie miałam pojęcia. Chociaż przez tę jedną noc nie będzie podziałów między Revenclaw, Gryffindorem, Hufflepuffem czy Slyterynem. Oby tylko Ślizgoni mieli ochotę na zabawę.

-Poczta! - krzyknął ktoś za mną.

Obserwowałam wlatujące sowy w duchu modląc się o wiadomość. Czekałam, ale nic. Ptaki skutecznie mnie oblatywały zasypując ludzi obok paczkami i listami. Nie było już żadnej. Ojciec nie napisał.

Spojrzałam w stronę Ginny. W prawej dłoni trzymała zgiętą kopertę – pewnie od Harry'ego. Z jednej strony cieszyłam się szczęściem przyjaciółki, ale z drugiej było mi jeszcze bardziej źle z braku wiadomości.

Chciałam już jeść. Zapomnieć? Budyń często pozwalał mi się odciąć od świata. Tylko... dlaczego nic nie napisał? Jest uwięziony? Żyje? Chciałam wiedzieć. Zaciskałam oczy, by powstrzymać łzy. Muszę się dowiedzieć gdzie jest. Wtedy go odbiję. Obiecuję.

W tej chwili dostaliśmy jedzenie. Jadłam jajecznicę i budyń. Budyń waniliowy. Kilka takich kubeczków. Mimo że inni już rozchodzili się do dormitoriów ja wciąż pochłaniałam kolejne łyżki. Bo zapominałam o życiu. Pozwalały mi na to.

Ginny już wyszła. Obróciłam głowę. Wydawało mi się, że jestem sama. Rzeczywiście – byłoby pusto, gdyby nie jeden jasnowłosy chłopak.

-Ale ty jesteś głupia. Budyniem nie rozwiążesz problemów Lovegood. - prychnął w moją stronę.

Nie musiałam się odwracać. Nikt inny nie nazywa mnie w ten sposób. Nikt inny nie odzywa się tak arogancko. Słynny Draco Malfoy raczył zaszczycić mnie swoją obecnością i jakże trafnymi komentarzami.

-A jednak. - stwierdziłam cicho kończąc deser.

-Głupia smarkula. Interesujące jest to, jakież problemy musi mieć idealna Pomyluna? Żałosne. - dodał wciąż sarkastycznym tonem.

Nie zwróciłam uwagi na sposób, w jaki mnie nazwał. Często się tak do mnie odnoszono. Bo byłam inna. Zawsze z głową w chmurach, widziałam i słyszałam to, czego inni nie. Nie potrafili zrozumieć dlaczego chodzę do testrali. Nawet ci, co je widzieli. Bo przecież są brzydkie. Ale nie potrafili zajrzeć głębiej. Łagodne, kochane. Nie czułam się z tym określeniem dobrze, ale naprawdę idzie przywyknąć. W tym roku Draco był pierwszym, który mnie tak nazwał. Bynajmniej przy mnie. Może trochę się zmieniłam, ale wciąż było we mnie dużo z tej Pomyluny. Byłam z tego nawet czasami trochę dumna. Bo umiałam być inna i nie przejmować się ludzkim zdaniem.

-Tak Draconie. Ty wiesz o moich problemach tak wiele, że nawet ja tyle nie wiem. Hm. Może napiszesz biografię życia Luny Pomyluny Lovegood? - tym razem mój ton brzmiał sarkastycznie.

Prychnął.

-Tak smarkulo. Nie mam o kim pisać tylko o takiej zdrajczyni krwi jak ty. Krukonce zadającej się z Potterem, Szlamą i wiewiórami. Fakt, sprzeda się. - warknął.

-Oczywiście. Bo przecież w życiu liczy się tylko krew. Jeżeli nie jest czysta to się nie liczysz. Posłuchaj jak głupio brzmią twoje słowa. Jak ta paplanina o krwi nie ma sensu. Hermiona nic ci nie zrobiła, ale i tak masz coś przeciw niej. A właściwie przeciw jej rodzicom. Wesley'ów nie lubisz za kolor włosów? Oryginalne. To ja będę jak? Blondi? - krzyknęłam.

Zaśmiał się.

-Wiesz, do „blondi” ci daleko. Szpilki, miniówa, dekolt i tapeta i może coś by z tego wyszło. - dodał śmiejąc się.

-Nie przejmuj się. Nawet na Halloween bym nie mogła się przebrać za coś takiego. - dodałam.

Wstałam powoli i ruszyłam do wyjścia.

Obróciłam się po chwili, bo usłyszałam jego głos. Ale to nie było zdanie dla mnie. Powiedział kilka wyrazów pod nosem na tyle cicho, bym nie mogła zrozumieć ich znaczenia.

Nieważne – pomyślałam i otworzyłam drzwi Wielkiej Sali. Zrobiłam kilka kroków.

Znajomy głos. Przeszły mnie dreszcze.

-Co u Ciebie Luno? Jak ojczulek? - głos był... bardzo mocny. Przerażał. Ale wiedziałam dokładnie do kogo należy.

Obróciłam się na pięcie.

-Rookwood.

1 komentarz:

  1. Już Ci nie wypominam żadnych błędów, przejdę od razu do rzeczy.
    Rozdział jest świetny, wydaje mi się, że coraz lepszy - no i coś się dzieje!
    Rookwood! Co tam robi Rookwood?! Piszę szybko i idę czytac dalej!
    Draco, Draco - świetny jest w tym opowiadaniu, w końcu Draco jakiego znamy z książek: arogancki, bezczelny, sarkastyczny... <3
    Rozdział trochę krótki, ale za to ciekawy - nie ilośc, ale jakośc się liczy! :D
    Pozdrawiam serdecznie,
    Kazz :)

    OdpowiedzUsuń