Historia nastoletniej Luny Lovegood, kiedy na jej drodze staje niebezpieczyny Śmierciożerca - Draco Malfoy.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Rozdział 4 ~ Wspomnienia atakują najmocniej.
Zmierzyłam go dokładnie wzrokiem. Ciemne włosy związane w kucyk. Kilka pasem puścił do przodu. Cały ubrany na czarno. Nie wzbudzał, jak zwykle zresztą mojej sympatii. Śmierciożerca czuł moje zakłopotanie. Wiedziałam to.
Zawsze jego się bałam najbardziej. Mój ojciec pisząc gazetę często go w niej opisywał. Niepochlebnie. Rookwood nie znosił jego krytyki, więc znęcał się nad nim głównie psychicznie. Często mnie dręczył na jego oczach zmuszając go przy tym do edycji artykułów. Miałam dość, że jest zawsze wtedy, kiedy najmniej jest potrzebny. Ostatnimi czasy się nie pojawiał. Chyba na początku wakacji, ale wtedy zakończyło się na rozmowie. Ojciec żył w ciągłym strachu, ja zresztą też.
Gdy szedł obok mnie miałam dreszcze, od razu byłam spięta. Czasem nie potrafiłam wydusić z siebie nawet jednego słowa.
-Dawno się nie widzieliśmy. Trzeba to nadrobić. - powiedział zimnym tonem.
Ciarki. Ten ton, był jeszcze chłodniejszy niż Dracona, nawet gdy ten był naprawdę wściekły.
Gdy byłam malutka pamiętam jak chowałam się pod stołem, gdy przychodził. Potem i tak mnie znajdował i dostawałam jakimś zaklęciem. Pamiętam dobrze ten ból. Krzyczałam, płakałam, ojciec padał na kolana.
Każde wspomnienie jego postaci sprawia mi ból. Zrobił mi za dużo krzywdy. Marzyłam, żeby go wreszcie zabić. Ale nie wtedy. Nie byłam gotowa.
Powoli wyciągnęłam różdżkę.
-Tak. Dawno. - dało się wyczuć, że jestem spięta.
-Ale po co te nerwy, Lunko. - podszedł bliżej. - Czy ja ci kiedykolwiek coś zrobiłem? - dodał widząc niepewność na mojej twarzy.
Czy kiedykolwiek mi coś zrobił? Dobre sobie. Nie bałam się diabłów, demonów czy duchów. Nawet Sam Wiesz Kto nie budził we mnie takiego strachu. Tylko on.
-Tak. Zbyt dużo mi zrobiłeś. - odsunęłam się – zostaw mnie. Chociaż jeden raz. Ile razy już mnie katowałeś?
-Gdyby twój ojciec umiał porządnie pisać nie musiałbym ci sprawiać przykrości. Ale wielka szkoda. Teraz jeżeli wróci to już na pewno nic złego nie napisze. - dodał wywołując u mnie wściekłość.
Zniknął strach. Rozpłynął się w powietrzu. Słowa „Jeżeli wróci” miotały mi się po głowie.
-Gdzie jest mój ojciec?! - wrzasnęłam podnosząc różdżkę.
-Oj, po cóż te nerwy. Żyje. Na razie. Dostanie karę. Módl się lepiej, żeby wyszedł z tego cało. Nie to, co twoja matka. - dodał z uśmieszkiem.
Z trudem się opanowałam. Ogromnym. Wrzało we mnie. Każda komórka ciała nakazywała mi atakować Śmierciożercę.
Ale była pośród nich wszystkich ta jedna jedyna, która mówiła - „On tego właśnie chce. Nie daj się sprowokować”. I to jej posłuchałam.
Milczałam jakiś czas.
-Dlaczego mi to robisz? Sprawia ci przyjemność, że niszczysz mi życie?! - rzuciłam.
Zmarszczył brwi.
-Czasami. Ale takie mam rozkazy. Teraz jestem tu we własnym zakresie. Dla Czarnego Pana jesteś jak pyłek kurzu. Nie obchodzi go, czy cię zabiję, czy będziesz żyć. Tak jak twój staruszek. Nie będzie z niego użytku to wyleci. - dodał ironicznie.
Już nie potrafiłam się opanować. Coś pękło. Cały mój świat legł na chwilę. Nie byłam już sobą. Chciałam tylko, by zamknął gębę.
-Crucio! - wrzasnęłam celując różdżką w jego stronę.
Zaśmiał się. Odbił mój ruch.
-Crucio! - powtórzyłam bez rezultatu.
Byłam zbyt wściekła. Nie potrafiłam się skupić na zaklęciu.
-Avada Ke... - zaczęłam płacząc.
Ale Śmierciożerca czując zagrożenie wytrącił mi różdżkę z ręki.
-Nie ładnie. Chciałaś mnie zabić? Pożałujesz tego idiotko. - krzyknął celując we mnie różdżką.
Nie miałam nawet jak się bronić. Pozbawiona różdżki, wściekła. Byłam prostym celem.
-Crucio! - krzyknął.
W jednej chwili przeszył mnie ogromny ból. Od czubków palców po same włosy. Upadłam na ziemię. Chciałam krzyczeć, wrzeszczeć, ale nie mogłam.
-Słaba jesteś. Crucio! - dodał.
Jeszcze więcej. Ogień czułam, że płonę. W tej sytuacji śmierć wydawała mi się rajem. Bolało tak, że nie potrafiłam się chociażby ruszyć.
Rookwood stanął za mną i przyglądał się moim cierpieniom uśmiechem. Tak, o to mu chodziło. Od samego początku.
-Zdechniesz tu w mękach. Crucio! - wrzasnął.
Trzeci. Nie mogłam już nawet myśleć. Traciłam przytomność. Liczyłam, że za chwilę już przestanie. Że mnie tu nie będzie. Że zniknę i nie będzie już tych bólów. Nie opiszę ich wyraźnie, bo na świecie nie ma słów na tyle mocnych.
-Jeszcze trochę. Cru... - zaczął.
Ale zniknął.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Luna i niewybaczalne? Tego jeszcze nie bylo... W pewnym momecie myślałam ze planuje ja zgwalcic ale na szczęście to 'tylko' crucio. Lecę dalej
OdpowiedzUsuń