czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 37 ~ Czyżbym rysowała Cię w sobie? ~Dzień czwarty cz.1

Zamazane... tak bardzo niewyraźne...

Zimno... boli, tak bardzo boli...

Powoli poruszyłam głową otwierając już zupełnie oczy. Ciemno? Nie... Na zewnątrz było jasno, przecież widziałam to z tamtego malutkiego okienka z kratami. A tu? Nawet jednej zapalonej pochodni.

I tak przeraźliwa, ogłuszająca cisza.

Zawsze nawet cisza do mnie mówi. Szepce pocieszające słowa, sprawia, że aż chce mi się śmiać.

A teraz nawet jej słów mi brakowało. Słów ciszy.

Leżałam bezwładnie na zimnej, twardej podłodze. Tak bardzo chciałam wstać i wyjrzeć przez to okno. Zobaczyć tamten świat.

Ale nie było mi to dane – każdy, nawet najdrobniejszy ruch kosztował mnie mnóstwo bólu, przerażającego cierpienia.

Znosiłam je z zaciśniętymi zębami. Bo usiadłam.

Podniosłam głowę i wpatrywałam się w szare niebo. Otoczone było mnóstwem chmur, dojrzałam tylko jeden, malutki fragment błękitnego nieba.

Lekko się uśmiechnęłam, chociaż to również sprawiało mi ból.

Ktoś chrząknął obok mnie.

Draco?

Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Blondwłosa postać siedziała ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i z chłodnym wyrazem twarzy się we mnie wpatrywała.

Rozczarowałam się.

Nie Draco, jego ojciec. Lucjusz Malfoy.

Powinnam pamiętać... to przecież on mnie tu prowadził. Ale obrazy tak szybko się zamazywały, uciekały z pamięci.

Poczułam ogromny ból w okolicy serca. Bynajmniej nie z powodu pana Malfoy'a, po prostu wciąż czułam skutki klątwy Crutiatus.

Jęknęłam cicho. Nawet się nie odezwał, nie skomentował. Byłam ciekawa czy jemu daje to taką sytuację jak Augustusowi.

Zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Podkuliłam nogi w kolanach i oplotłam je rękami. Wciąż patrzył...

To nie było normalne patrzenie. On to robił tak, jakby chciał przejrzeć wszystkie moje myśli. Przewertować moją głowę od początku do końca. Jak starą książkę.

Tylko dlaczego nie użył legilimencji? Teraz nie całkiem byłam w stanie chronić swój umysł, miałby do niego bardzo łatwy dostęp. Ale nie zrobił tego. Tylko patrzył...

Miałam wrażenie, że to trwało wieki. Nie odważyłam się na razie spojrzeć w jego stronę. Ale czułam na sobie ten wzrok! Po prostu go czułam. Jakby krępaki go przenosiły. Wraz z całym bólem...

-Czujesz coś do mojego syna? - zapytał zimno, bez żadnego wstępu, wyjaśnienia.

Zaskoczył mnie. I to bardzo. Dopiero wtedy spojrzałam w jego stronę. Ale jak? Skąd on mógł... Dlaczego tak pomyślał?

Przez dłuższą chwilę milczałam. Nie chodziło o wymyślenie odpowiedzi, ale raczej o wyjście z szoku, że odważył się odezwać do mnie tym zimnym głosem.

Dopiero później się otrzęsłam i zrozumiałam, że czeka na moją odpowiedź.

-Nie. -odparłam krótko.

Czy była to prawda? Chyba... nie. Nie, na pewno nie.

Nie umiałam określić co czułam, ale coś było. I to już od jakiegoś czasu. Brakowało mi go... cały czas. Nawet teraz.
Dopiero po tym pytaniu zdałam sobie sprawę, że z nim mogłabym tu siedzieć. Nawet Rookwood nie byłby w stanie całkiem mnie zgnębić. Bo miałam pocieszenie, że on tam będzie czekał.

A teraz? Nie było go.

I odczuwałam to bardzo. Taka pustka trochę...

Nawet mi się śnił... Musiałam coś czuć...

Lekko się zaśmiał, jakby mi nie uwierzył. Nie spuszczał ze mnie wzroku.

-A czy jakbyś coś czuła, to byś mi powiedziała? - zapytał równie chłodnym tonem co wcześniej. I wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku.

Uśmiechnęłam się blado.

-Nie. - odparłam spokojnie.

Tym razem zgodnie z prawdą. To też był chyba powód mojego wcześniejszego kłamstwa.

No bo... Komu jak komu, ale jemu nie... Nie potrafiłabym powiedzieć o tym przyjaciołom, a ojcu Dracona to już zupełnie.

Znowu się zaśmiał. W tą część już uwierzył. I tym samym potwierdziłam kłamstwo pierwszego pytania. Ale jakoś się tym nie przejmowałam.

Całe ciało piekło niesamowicie. To już było ledwie przeze mnie znoszone. Nie wiedziałam jak dużo tortur zdołam jeszcze wytrzymać.

Tymczasem pan Malfoy powoli wstał i do mnie podszedł. Dobrze wiedziałam czego chce.

Podałam mu ręce tak, by mógł mnie za nie wygodnie ciągnąć. Tak nawet mnie było całkiem wygodnie. Jeżeli patrzeć na to oczami uwiezionego więźnia, naturalnie.

Znowu tam... znowu do niego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz