czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 38.~ Nie stracę nadziei, dopóki nie pozbawi mnie życia. Schronię się choćby w twoich ramionach. ~Dzień czwarty cz. 2

Nie myliłam się. Gdy zamykał za nami te ciężkie drzwi już wiedziałam na pewno co mnie czeka.

Pozostawił mnie dokładnie tam gdzie zawsze.

Ale się uśmiechnęłam. To chyba przez widok znajomych blond kosmyków. Był tam... już czekał z matką i Bellatrix.

To tak dodawało otuchy. Bynajmniej mnie. Jemu raczej nie...

Widziałam ten smutek w jego oczach, chociaż starał się to ukryć, jak tylko potrafił. Ale nie każdego da się oszukać na takie maski.

Wszedł mój oprawca.

-Znowu się widzimy. - zaśmiał się.

Przytaknęłam spokojnie. Zdenerwował się moją reakcją - jak zwykle, gdy byłam spokojna. Nie mógł się nauczyć, że przez te lata już przywykłam do bólu i udało mi się jakoś nie zwariować. To był zbyt wielki wysiłek dla jego zgnębiwtryskowanej głowy.

Położyłam się bardzo wygodnie na podłodze, jakby była dla mnie najwygodniejszą kanapą. To go tylko rozwścieczało.

Wiedziałam, że prawdopodobnie jeszcze mocniej mnie za to ukaże. Ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Wystarczyło, żeby nikt nie oglądał mnie cierpiącej. Ojciec... Dracon... już wystarczy. Oni cierpieli nawet bardziej niż ja.

Raz – zagryzłam mocno wargę. Nawet nie jęknęłam. A czułam, jakby moje ciało wręcz paliło się najokrutniejszym płomieniem.

Dwa – wydałam z siebie cichy jęk. Przymknęłam oczy i mocniej zagryzłam wargę. Trochę wygięłam szyję. Cicho, już zaraz się skończy, powtarzałam sobie w duchu.

Ale nie. To nie był koniec.

Trzy.

Najgorszy. Musiałam spiąć dokładnie każdy centymetr swojego ciała by nie wydrzeć się na cały głos. To tak bolało! Nie do opisania... tego się po prostu nie da...

Po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać, nawet aż tak mi na tym nie zależało. Żeby nie krzyczeć...

Gdy zabrał różdżkę sprzed mojego ciała... Takie małe wybawienie...

Chociaż ból jeszcze nie znikał, to wiedziałam, że to się za chwilę stanie. Już niedługo... Jeszcze wytrzymać...

Ale stał tak nade mną długo. Zdawało mi się, że trwa to tyle co wieczność i jeden dzień dłużej.

Obserwował, jak płaczę. Otworzyłam oczy, by spojrzeć mu w twarz.

Śmiał się.

-Nareszcie, mała suko. - warknął sucho, odwrócił się i odszedł.

Spojrzałam na blondyna. Po jego słowach prawie się zerwał... gdyby nie jego ojciec... pewnie by się na niego rzucił.

-Draco... nie... - mruknął Lucjusz przytrzymując go za ramię.

Rookwood odwrócił się do nich, uśmiechnął triumfalnie i przemówił.

-Zabierzcie to stąd. Natychmiast. - burknął i zniknął gdzieś za drzwiami, a za nim zniknęła ciotka Dracona.

Ten po raz kolejny blondyn został przytrzymany przez ojca.

-Słyszałeś. Weź ją. Tu już nikt nie widzi. - powiedział głośno pan Malfoy, po czym wziął swoją żonę pod ramię i powolnym krokiem zaczęli iść w stronę drzwi.

Wciąż płakałam. Nie miałam już sił, żeby to powstrzymać. Już nie...

Chłopak jeszcze chwilę stał, wpatrywał się we mnie i ściskał dłonie w pięści. Sam chyba powstrzymywał ryk.

Przymknął oczy, odwrócił się na pięcie. Podszedł szybkim krokiem do ściany i z całej siły uderzył w nią pięścią.

Rozległ się głośny trzask spotęgowany echem pokoju. W ścianie pozostała dziura, a jego ręka zdawała się być nienaruszona.

Stał tak, nie ruszając się przez kolejną dłuższą chwilę. Potem powoli zabrał rękę, odwrócił się do mnie i nie patrząc w moje oczy zaczął powoli podchodzić.

Przykucnął przy mnie i dopiero wtedy na mnie spojrzał. Odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy.

-Przepraszam... - szepnął powoli.

Nie miałam nawet siły mu odpowiedzieć. Tylko lekko pokiwałam głową i blado się uśmiechnęłam.

-Zabierz mnie stąd. - poprosiłam cicho. Nie wiem jak mi się udało... Jeszcze chwilę temu nie mogłam wydać z siebie głosu. Ale tak bardzo pragnęłam opuścić to miejsce... Nawet ciemne lochy wydały się być czymś o wiele przyjemniejszym.

Pokiwał głową. Włożył mi jedną rękę pod kolana, a drugą pod plecy. Powoli wstał i zaczął iść w stronę lochów. Drzwi otworzył nawet mnie nie puszczając. Tak samo je zamknął.

Usiadł opierając się o ścianę. Nie puścił mnie... Siedziałam mu teraz bokiem na kolanach. Przytrzymywał mi tylko plecy, a ja po prostu wtulałam się w jego klatkę piersiową.

Delikatnie przeczesywał palcami moje włosy... a ja zasypiałam. Nawet nie spodziewałam się, że mogłaby zaistnieć taka sytuacja. Przynajmniej z Księciem Slytherinu, Śmierciożercą, wrogiem moich przyjaciół... Znowu przypominał mi się jego wcześniejszy opis, ciężko było mi go porównać z tym Draconem, którego teraz widziałam.

-Wyciągnę Cię stąd. Obiecuję. - mruknął chłodno.

Tylko się uśmiechnęłam. Nawet klątwa Crutiatus nie była w stanie mi tego odebrać. Było mi prawie dobrze. Gdyby nie ten ogromny ból...

Już niedługo. Ktoś mnie znajdzie. Ja stąd wyjdę.

-Czemu Cię wczoraj nie było? - zapytałam cicho nawet nie podnosząc wzroku.

Chwilę było cicho. Jakby się zastanawiał nad odpowiedzią.

-Miałem coś do załatwienia, to nie mogło czekać. - wyjaśnił. - Ale był mój ojciec. Mogło być gorzej. - dodał cicho. - Śpij już, jesteś wykończona.

Miał rację.

Przymknęłam oczy i po prostu zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz