Historia nastoletniej Luny Lovegood, kiedy na jej drodze staje niebezpieczyny Śmierciożerca - Draco Malfoy.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Rozdział 5 ~ Prywatny anioł stróż.
Zdążyłam zauważyć otwierające się drzwi Wielkiej Sali. Ktoś, kto z niej wychodził po prostu spłoszył Śmierciożercę tym samym ratując mi życie. Osoba podbiegła do mnie, coś mówiła, ale nie byłam w stanie ani jej dobrze zobaczyć, ani usłyszeć, ani tym bardziej odpowiedzieć. Poczułam, jak bierze mnie na ręce. Pamiętałam tylko coś jasnego...
Ocknęłam się w szpitalu. Czułam ból w każdej części ciała. Chciałam wyć, mimo że było już po wszystkim. Delikatnie uchyliłam powieki. Nie potrafiłam otworzyć ich całych. Dopiero w tym momencie poczułam, że ktoś trzyma moją dłoń. Otwierałam powoli oczy. Siedział tam. Był ostatnią osobą, której się tu spodziewałam. Trzymał moją rękę i patrzył na twarz. Gdy zorientował się, że jestem przytomna szybko ją puścił.
-Witaj z powrotem Lovegood.- powiedział sucho.
Cóż wcześniej nie zauważyłam, że jego blond włosy są aż tak jasne. Może tak padało na nie światło, ale w tej chwili wydawały się nawet jaśniejsze niż moje.
-Miło mi cię widzieć Draco. - odezwałam się półgłosem.
Chyba zdziwiły go moje słowa.
-Jak się tu znalazłam? - dodałam po chwili.
Prychnął.
-A jak myślisz? Przyniosłem cię. Następnym razem się pilnuj, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż ratowanie bezbronnych dziewczynek. - odrzekł ze skwaszoną miną.
Uśmiechnęłam się. Przechyliłam delikatnie głowę. Kwiaty. Czerwone i białe róże, a jedna – biała – szczególnie się wyróżniała. Była taka piękna. Widziałam ją tylko przez chwilę, bo mój wzrok z powrotem powędrował na blondyna.
-Czy był ktoś? - zapytała cicho.
Prychnął.
-Cała zgraja. Nie wiedziałem, że masz tylu przyjaciół. Ta Wesley z kumplem, trzy dziewczyny z Ravenclaw i jakichś dwóch chłopaków. - odrzekł bez wyrazu. - Te kwiaty masz od nich.
Uśmiechnęłam się. To miłe, że ktoś się zainteresował.
-A tak właściwie... Dlaczego tu jesteś? Nie żebym miała coś przeciw.
Zastanawiał się chwilę.
-Musiałem wiedzieć, czy mój bohaterski czyn się opłacał. - chyba się uśmiechnął – a tak w ogóle to śpij Lovegood.
Wstał i wyszedł. Coś chyba powiedział, że na lekcje.
Cieszyłam się z odwiedzin jeszcze kilka minut. Potem moją uwagę przykuły kwiaty.
Usiadłam. Jęknęłam przy tym, bo ból wciąż nie ustępował. Mimo to byłam dość zawzięta, nie lubiłam być przykuta do łóżka.
Cóż. Najwięcej było róż. Czerwone, różowe, żółte i jedna biała. Biała jak śnieg. Była z pewnością najpiękniejsza. Miała coś w sobie, co przykuwało wzrok.
Ale ból nie pozwalał mi długo oglądać kwiatów. Po kilku chwilach byłam na tyle zmęczona, że się położyłam.
Nie było tam tak źle. Można było pogrążyć się w myślach, marzeniach. Odpłynąć od rzeczywistości.
Godzinka zamyśleń i do sali wleciała Ginny. Chyba się spieszyła.
-Luna! Jak się czujesz? - zapytała od razu.
Uśmiechnęłam się.
-Nic mi nie jest. Dziękuję za kwiaty.
Wzrok dziewczyny od razu padł na rośliny. Chyba się trochę zdziwiła.
-Ode mnie masz czerwone róże. Tylko. Ale Nevill chyba dał ci te różowe. A te tulipany to chyba od dziewczyn z Ravenclaw, ale nie jestem pewna.
-A ta biała? - zapytałam zaciekawiona.
-Nie mam pojęcia.
Cóż wcześniej nie zauważyłam, że jego blond włosy są aż tak jasne. Może tak światło, ale w tej chwili wydawały mi się nawet jaśniejsze niż moje.
-Na pewno dobrze się czujesz? Bo wyglądasz po prostu strasznie. - zaśmiała się.
-Dziękuję ci Ginny za słowa otuchy. - uśmiechnęłam się.
-Dobra wyglądasz wspaniale. -zaśmiała się.
Przez chwilę była jakby nieobecna. Jakby analizowała czy może mi coś powiedzieć.
-Luna, mam pytanie.
-Pytaj.
-Jest coś między tobą, a Nevill'em? - zmierzyła mnie wzrokiem.
Zaśmiałam się lekko, ale w brzuchu poczułam ukłucie.
-Przyjaźń. Tak jak było to zawsze. Coś sugerujesz?
Zamilkła. Wiedziałam już, że odpowiedź jest twierdząca.
-Jesteś tego pewna? Przecież widzę, że jest coś między wami. Nevill wręcz pożera cię wzrokiem. Jestem pewna, że coś do ciebie czuje.
-Ale ja nic nie czuję. Nawet się nad tym zastanawiałam, ale nie potrafię traktować go inaczej niż przyjaciela. Nie iskrzy, nawet mi się nie podoba.
-Możecie przez to przestać się przyjaźnić. Chcesz tego?
-Właśnie dlatego nie mogę z nim być. Jak mu dam nadzieję i później zacznę ją odbierać zaboli go to o wiele bardziej. - mruknęłam sucho. - Dobrze o tym wiesz.
-On chce z tobą iść na „Tajemniczy bal”.
-O to się nie martwię. I tak mnie nie pozna. Jak ci się uda to wybij mu to z głowy. Proszę, ja nie chcę tracić już nikogo więcej.
-Przepraszam cię za to wczoraj. Miałam... sama nie wiem. Byłam zła, ale nie wiedziałam, że tak na to zareagujesz. Przepraszam.
-Nie przejmuj się. Sama przesadziłam. Teraz to widzę. Idź już, bo się spóźnisz na lekcje.
-Masz rację. Trzymaj się. - złapała mnie za rękę i odchodząc powoli puszczała.
-Pa – rzuciłam z uśmiechem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz