piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 41 ~ Wdarłeś się z butami do mojego domu. Pobiłeś wazony, poobdzierałeś ściany. Sprawiłeś, że jako mała dziewczynka chroniłam się za ramieniem ojca. A i tak mnie znajdowałeś i karałeś za to, że jestem. ~Wspomnienia Luny Lovegood.



Witam po nieobecności ;] Jak obiecałam rozdział jest dłuższy, tylko jest trochę inny od pozostałych. Nie wiem, czy wyszło mi to, co zamierzałam pokazać xD No to do rzeczy :




Milczałam oszołomiona.


-Rennervate – szepnął Dracon kierując różdżką w moją stronę.

Wstałam powoli, spojrzałam w jego chłodne oczy i go po prostu przytuliłam. Zaczęłam szlochać.

-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam zaskoczona wtulając się w niego z zamkniętymi oczami.

Pogładził mnie lekko po włosach.

-Pamiętasz legilimencję? - zapytał spokojnie.

Pamiętałam... Tak dobrze, jakby to działo się przed chwilą. I zobaczyłam to wszystko jeszcze raz.



***



26 października, znany mi raczej jako dzień „początku świadomości blondwłosej ośmiolatki”.

Tata przyszedł do mnie już po dziewiętnastej by przeczytać mi bajkę „O wierzgającym cubielcusiu” na dobranoc. Leżałam już grzecznie pod kołderką ubrana w piżamę i wyczekiwałam jego przyjścia. Jak co dzień.

Ale nie przychodził, spóźniał się, a ja już byłam senna. Wzięłam ulubionego pluszaka – ciemnego pegaza - pod ramię i powoli, z uśmiechem zaczęłam schodzić po schodach.

-Nie, proszę. - usłyszałam już na schodach ochrypły głos ojca.

Dziecięca ciekawość mnie zgubiła. Nie byłam w stanie wrócić do ciepłego łóżeczka. Musiałam wiedzieć któż taki nas odwiedził i o co mój tata prosi.

-Tatusiu, a bajka? - zapytałam oglądając ciemnowłosego mężczyznę znajdującego się w naszym domku. Rodzice się go bardzo wyraźnie bali. Nawet małe dziecko było w stanie to zauważyć.

-Luna! - krzyknęła mama i podbiegła do mnie. - Idź do pokoju. - nakazała. Zobaczyłam tylko taki niemiły uśmiech na twarzy tego pana. On był niedobry...



12 grudnia

Mężczyzna był jeszcze kilka razy w naszym domu. Tylko teraz już nie schodziłam na dół, rodzice prosili bym siedziała cicho w pokoju. Tego dnia jednak bardzo zachwiało mi się pić, a było to jeszcze kilkanaście minut przed obiecaną bajką. Zeszłam na dół w podskokach i nalałam sobie szklanki soku.

Rozległo się głośne pukanie do drzwi. Ja byłam najbliżej, więc podeszłam i z uśmiechem na twarzy otworzyłam je przed znajomym mężczyzną.

-To musi być mała Luna Lovegood. - zmierzył mnie wzrokiem. - Ksenofiliusie, twoja córeczka to prawdziwa królewna. - krzyknął tak, by ojciec na pewno usłyszał. Przybiegł jak na rozkaz, a w tym czasie mężczyzna wkroczył już do naszego domu.

-Zostaw ją, nic ci nie zrobiła. - powiedział powoli do mnie podchodząc.

-Crucio! - krzyknął mężczyzna w stronę mojego tatusia, który od razu upadł na podłogę głośno krzycząc. Sam położył rękę na moim ramieniu tak, bym nie mogła się ruszyć. Wydałam z siebie ciche „ał”, ale pozostał niewzruszony. Matka podbiegła do mnie.

-Stój. - syknął szybko do niej. - jeden krok i twoja córeczka skończy tak samo. - dokończył, a mama natychmiast stanęła w miejscu. W oczach miała łzy, ale nawet nie drgnęła.

- A ty, Ksenofiliusie daruj sobie te artykuły w „Żonglerze” - powiedział na koniec i wyszedł trzaskając drzwiami. Jeszcze miałam osiem lat i nie bardzo rozumiałam o co w tym chodziło...



22 stycznia

Mężczyzna przychodził co kilka tygodni. Zawsze po jego wizytach mama płakała, a tata stawał się dziwnie cichy. Tego dnia zeszłam na śniadanie odrobinę wcześniej i niechcący podsłuchałam rozmowę rodziców.

-Może po prostu przestanę pisać dla „Żonglera”. - powiedział smutno ojciec.

-Nie możesz. - zabrzmiał stanowczy głos matki. - On nam ją wtedy zabije...

-Coś musimy zrobić! Prędzej czy później będzie chciał coś jej zrobić. Nie piszę przecież żadnych niestosownych artykułów, a on kara mnie chociażby za czcionkę! - krzyczał smutno. Wtedy weszłam, a oni zmienili błyskawicznie temat rozmowy.



13 kwietnia

Ten dzień utkwił mi w pamięci. Po raz pierwszy tego doświadczyłam. Nie oglądałam, ale poczułam na własnym ciele.

Zeszłam wieczorem do rodziców, by poprosić, by dziś mamusia przeczytała mi bajkę. On już tam był. Krzyczał, bardzo głośno. Na mojego tatę.

-Ty tego nie rozumiesz?! Zabiję cię! - wrzeszczał, a wtedy jego wzrok padł na mnie. Drobną postać stojącą naprzeciwko niego i wpatrującą się w zaistniałą scenę w szeroko otwartymi powiekami. Jego czarne oczy nagle zaświeciły. - Ostrzegałem cię. - syknął jeszcze do taty.

-Błagam! Zostaw ją! - krzyczeli jeszcze rodzice, a on powoli się do mnie zbliżał.

Machnął różdżką w ich stronę tak, że upadli oboje na ziemię i nie mogli się nawet poruszyć.

-Niech pan ich zostawi!- krzyknęłam słodkim głosikiem.

Zaśmiał się i przykląkł obok mnie, tak by być równy mi wzrostem.

-Twój tatuś był bardzo niegrzeczny, kochanie. - zaczął słodko.

-Rookwodzie! Błagam! - płakała matka.

-A żadna kara stosowana na nim niczego nie poprawiała. - ciągnął ignorując wrzaski i błagania rodziców.

Odsunęłam się o jeden kroczek. Zaśmiał się.

-Jeżeli ciebie będzie boleć zrozumie raz na zawsze. - syknął i wstał.

-Uciekaj! - wrzasnęła matka.

Nie zdążyłam. Poczułam nagle, jakby silny wiatr pchnął mnie do tyłu. Upadłam na podłogę trochę popłakując. Potłukłam się... Leżałam przecież na podłodze, a nie na miękkiej kanapie.

-Luna! - krzyknęli jednocześnie mamusia i tatuś.

Podniosłam tylko głowę. Zobaczyłam jego twarz, którą pokrywał okropny uśmiech. Potem wypowiedział „Crucio” i fala ogromnego bólu przeszła przez moje ciało.

Krzyknęłam z całych sił, płakałam. Zamknęłam oczy. Zemdlałam.



Od tamtej pory rodzice starali się mnie barykadować od niego. Nie miałam prawa schodzić na dół wieczorami, chyba że mnie poprosili. Ale dla niego nie była to żadna przeszkoda.

Czasami karał mnie tam, a czasami łapał za piżamę i targał na dół. Jak worek ziemniaków... Zrzucał po schodach i rzucał zaklęcie jak już byłam półprzytomna. W ten sposób przynajmniej szybciej odpływałam... pozbywałam się chociaż odrobiny bólu.



Jak się budziłam już go nie było. Rodzice siedzieli przy moim łóżku podając mi setki przygotowanych przez mamę eliksirów. Pomagały, zawsze po nich czułam się trochę lepiej.

Ale on wracał. Wciąż wracał! Nie widziałam już przez długi czas jak wychodzi... zawsze wtedy byłam już nieprzytomna.



Jak żyłam kiedy go nie było? O dziwo normalnie... całkiem normalnie. Śmiałam się, bawiłam jak gdyby nigdy nic. Wyglądało to trochę, jakbym sama na siebie rzucała zaklęcie „oblivate” i po prostu zapominała o całych zdarzeniach. Śmiałam się, wyglądałam jak osoba wiecznie szczęśliwa. To zadziwiające jak łatwo ukrywać przed ludźmi takie rzeczy...



30 czerwca

Miałam jeszcze dziewięć lat. Klątwy Crutiatus doświadczyłam już 7 razy. Każdy od tego samego mężczyzny.

Ojciec załamywał ręce, mama wciąż płakała. Szukała jakiejś mikstury, która sprawiłaby, że będę odporna na to zaklęcie. Szukała długo.

I to był błąd.

Siedziałam tego dnia przy niej obserwując buchające eliksirów. Mieniły się tysiącem przeróżnych barw i odcieni. Taka moja własna tęcza. Zawsze lubiłam obserwować mamusię przy pracy.

Była taka zatracona w tym co robi, jak w transie. I te kolory, które oświetlały jej sną twarz.

Ale tym razem nie było tak dobrze.

Mama była roztargniona już od rana. Dzień wcześniej tu był. I po raz pierwszy ośmielił się uderzyć we mnie dwa razy tym samym zaklęciem. Rozłożyła mi w gabinecie fotelik tak, by było mi wygodnie ją obserwować. Bolało, ale zatracałam się w jej ruchach, uciekałam od rzeczywistości i od tego bólu.

Oglądałam każdy jej ruch.

Ni stąd ni zowąd jeden z płynów buchnął głośno i cały pokój zajął szary dym. Zaczęłam kaszleć, szybko zerwałam się z siedzenia i otworzyłam okno.

-Mamusiu? - zapytałam cicho podchodząc powoli do stołu. Zaciskałam zęby. Ten ból... wrócił.

Dymu było coraz mniej. Mamusia leżała na stole nieprzytomna.

-Mamusiu? - powtórzyłam łapiąc ją za rękę.

Przybiegł tata. Zobaczył to... podszedł, przytulił jej ciało do siebie i zaczął szlochać. Ja jeszcze nie wiedziałam co się stało. Ale sama zaczęłam płakać. Ojciec przytulił mnie mocno do piersi.

Nie żyła.

I jedynym powodem jej śmierci, była chęć chronienia mnie. Przed nim.

Więc on był powodem jej śmierci.

On.

Augustus Rookwood.



Nawet na tym nie poprzestał. Wracał. Nie interesował go los mojej matki. Ojciec starał się nie pokazywać przy mnie jak bardzo mu jej brakuje.

Ale ja wiedziałam... Sama czułam dokładnie to samo.



14 lipca

Wszystko się zmieniło, gdy trafiłam do Hogwartu. Tam byłam bezpieczna, ale każdy powrót do domu wiązał się z jego widokiem.

Ale i tak uwielbiałam wracać do domu. Bo był tam tata. Jego brakowało mi zawsze. On musiał tam być i znosić jego wizyty przez cały rok. Mimo tego co zrobił Rookwood to był mój dom.

Z wiekiem inaczej znosiłam zaklęcia. Czasami krzyczałam, płakałam i wtedy przestawał. Ale później zdałam sobie sptawę jak wiele satysfakcji mu to daje, więc zaciskałam zęby i starałam się nie wydawać z siebie żadnych dźwięków.

Ten dzień był wyjątkowo piękny. Mieliśmy przepiękne słońce w ciepły, letni poranek.

Wparował jak do siebie. Zaczął obrażać ojca, matkę... Ten jeden raz nie wytrzymałam.

-Po co Ci to?! Dobrze wiemy, że Sam-Wiesz-Kto nie każe Ci tu przychodzić! Robisz to dla zabawy, Ty wstrętna szumowino! Nienawidzę Cię! Crucio! - wrzeszczałam przez łzy.

To były te wszystkie emocje zmagazynowane przez lata. Słowa, które cisnęły się we mnie przez osiem długich lat.

Ale zaklęcie nie podziałało. Odbił je. Uśmiech spełzł mu z twarzy. Ojca potraktował dwoma crutiatusami, mnie trzema i jeszcze zaklęciem sectumsempra. Czułam, że umieram.

Ojciec jakimś cudem wstał i rzucił przeciwzaklęcie.

Ale ja czułam się o dziwo dobrze. Tak wolna. Bo już tego w sobie nie dusiłam. Ale przez to tata...

Nie odważyłam się więcej tego powtórzyć. W zasadzie starałam się mówić jak najmniej. Byłam wiecznie zastraszona, bałam się, że zrobi coś tacie.

Ale nikomu się z tego nie zwierzyłam.

Do tej pory.



***



Dotarło do mnie wszystko.

-Dziękuję. - szepnęłam do Draco przez łzy.

-Powiedz mi tylko. - zaczął blondyn. - Jak to jest możliwe, że mimo tego wszystkiego jesteś zawsze taka radosna?

Przygryzłam wargę.

-A co miałam robić? Być się zgorzkniała i nie mieć zaufania do ludzi, bo za­wiódł mnie je­den człowiek? Trzeba było iść dalej. - lekko się uśmiechnęłam.





~~~

To by było na tyle :) Nie mam pojęcia kiedy dodam następny, bo mój laptop odcięto od internetu, ten udało mi się z komputera rodziców... a tamten dokończyć jeszcze muszę. Już [p testach gimnazjalnych, to mogę klikać, jak mi dadzą gdzie :)

Komentujcie proszę... ;]

9 komentarzy:

  1. <3 już nie mogę się doczekać kolejnego mam nadzieję ,że pokonasz ten problem i dodasz jak najszybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne <3 Kocham Twojego bloga, kocham Lunę i Draco, i kocham Twój styl pisania <3 Nie mogę się doczekać następnej notki <3 Pozdrawiam i zapraszam do mnie, Nox ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dostałam twoje zamówienie na szablon. Weszłam, ciekawa tego połączenia, o którym często myślałam. Lunka i Dracuś. Ciekawe. Czytam od pierwszego rozdziału (co mi się rzadko zdarza, bo mi się nie chce). Twój blog mnie pochłania. Jest świetny. Posty nie są za długie, co tylko wychodzi na ich korzyść.

    Z przyjemnością będzie mi się robiło szablon na twojego bloga. ♥ Możesz być pewna, że już szykuję powoli do niego wizje, a już nie długo, będzie całość. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :) Naprawdę nie wiesz jak mi zależy na szablonie... bo to taka wizytówka bloga ;d A podziwiam ludzi, którzy to potrafią... Dziękuję jeszcze raz :D

      Usuń
  5. <3 Kocham, kocham i jeszcze raz kocham:> Uwielbiam ten paring, niestety nie ma za wielu jego wielbicieli, to też opowiadań mało ;< ale na całe szczęście jest twopje, które jest po prostu cudowne!! Dziękuje za dostarczanie mi tyle radości:>

    OdpowiedzUsuń