czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozdział 6 ~ Przyjaźń w życiu znaczy najwięcej.



Spodziewałam się już tylko jednego gościa. Musiałam wyjaśnić z Nevill'em całą sytuację. Mogłoby być tak jak dotychczas, ale jakby mnie zaprosił to co miałabym mu odpowiedzieć? Pewnie bym odmówiła... Kilkanaście następnych minut zajęło mi zastanawianie się nad tym co mu odrzec. Przez te chwile marzyłam o tym, żeby mieć to już za sobą.

Przyszedł. Westchnęłam głęboko. Cóż, załatwmy to szybko.

Szedł wolno trzymając coś w ręce.

-Witaj. Jak się czujesz? Mam coś dla ciebie. - wyciągnął jakieś czekoladki.

Uśmiechnęłam się.

-Dziękuję. Już jest dobrze. Niedługo mnie wypiszą.

-Do bal zdążysz? - zapytał z nadzieją.

Zacisnęłam zęby.

-Chyba tak. Jestem ciekawa jak pani McGonagall go zrobi. - mówiłam bez emocji.

Zapadła cisza. Trwała kilka minut. Nikt nie wiedział o czym się odezwać. Sama chciałam zapytać o te jego nieszczęsne uczucia, ale brakowało mi odwagi. Milczenie było złotem.

-Luna... z kim na niego idziesz? - świdrował mnie wzrokiem.

Westchnęłam.

-Sama. I tak nikt nie wie kto jest kim. To bezpieczne wyjście.

-A poszłabyś ze mną? - nieśmiało wymawiał każdy wyraz bardzo dokładnie.

Znowu zapadła cisza. Czekał na odpowiedź. A ja zastanawiałam się jakich słów najlepiej użyć.

-Myślę, że to zły pomysł. Zniszczy to urok tajemnicy. A na to czekam najbardziej. Na to, że nikt nie będzie wiedział kto jest kim. Że można będzie tańczyć z każdym, bawić się naprawdę na całego. - rozmarzyłam się.

Złapał mnie za rękę. Nie puściłam. Ciężko mi było się poruszać.

Po chwili podszedł bliżej i zaczął przysuwać swoją twarz do mojej. Pod wpływem impulsu odwróciłam ją. Nie mogłam... Nie z nim.

-Nevilll... jesteśmy przyjaciółmi. Ja nic więcej do ciebie nie czuję. Proszę... nie niszczmy tego. Mówię ci to, bo... nie chcę cię ranić. Zrozum. - zbierało mi się na płacz, ale starannie i cicho wymawiałam regułkę.

-Jasne. - odrzekł bez wyrazu. - Przepraszam.

-Nie masz za co. Tylko... zależy mi na naszej przyjaźni. Nie każ mi z niej rezygnować. Błagam. - dodałam smutno.

-Jasne. Bo przyjaźń jest najważniejsza. - Ale tak szczerze. Dlaczego nie dasz mi szansy?

-Bo wiem, że będę musiała cię zranić. Jeżeli się zakochasz to uwierz mi, że zaboli bardziej. Nie chcę ci dawać nadziei, abym musiała ją odbierać.

-A nie pomyślałaś może, że będziemy dobrą parą i nie będziesz musiała mnie ranić?! - prawie krzyknął.

-Myślałam. Ale... coś mi zabrania. Nie potrafię na wszystko patrzeć racjonalnie jak Hermiona. Zawsze patrzę sercem nawet w te sytuacje, gdzie odpowiedź jest pewna. Ono mnie nigdy nie zawiodło i wiem, że wciąż mnie nie zawiedzie. Nie mogę go zignorować.

-A więc nie chcesz dać mi szansy, bo coś ci tam szepnęło, że się nie uda?! Luna, większej głupoty dawno nie słyszałem!

-Dla ciebie głupota. Dla mnie nie. Zawsze byłam inna, nie pamiętasz. Pomyluna Lovegood. Tak z kolczykami rzodkiewkami, ta co trzyma różdżkę za uchem i czyta czasopismo do góry nogami. Wszyscy mnie tak postrzegają, bo tata jestem. Zawsze to rozumiałeś.

-Ale teraz nie potrafię zrozumieć. Możesz mi chociaż powiedzieć co takiego jest ze mną nie tak?!-rzucił wściekły.

-Nic Nevill. Zupełnie nic.

-Więc?

-To niczego nie zmienia. Nie ma chemii. Coś mi wciąż nie pozwala. Uwierz mi, myślałam o tym, ale nie jestem w stanie z tobą być.

-Myślałem, że jesteś inna.

Wstał i wyszedł.

Czułam się strasznie. Wiedziałam, że mocno go zraniłam. Ale okłamywać go nie mogłam. Zawsze na życie patrzyłam sercem i nie zważając na zdanie innych żyłam po swojemu. Oni to zrozumieli. Nie od razu, ale owszem. Wreszcie miałam przyjaciół i nie uchodziłam aż tak za „tą dziwaczkę”. Teraz miałam przyjaciół. Harry, Hermiona, Ron, Ginny i Nevill. O żadnym nie potrafiłabym pomyśleć jako o kimś więcej. Tak było dobrze. Po co to zmieniać?

Nie byłam bezduszna na jego uczucia. Tylko chciałam być z nim szczera. Szczerość nie popłaca, wtedy tak myślałam.

Leżałam tak kilka chwil. Nie poruszyłam się nawet o milimetr.

Mimo iż wiedziałam, że dobrze postąpiłam wciąż bałam się, że stracę przyjaciela. A za nim jednym wszyscy mnie opuszczą. I znowu będę sama.

Musiałam dać mu czas. Żeby sam sobie wszystko mógł przemyśleć. Może uda mu się zrozumieć powody, dla których dałam mu kosza. Oby...

Więc, dlaczego, skoro postąpiłam właściwie czułam się tak źle? Dlaczego wciąż miałam wrażenie, że tej przyjaźni mogę już nigdy nie odzyskać? Dlaczego czułam, jakbym już straciła przyjaciela?

1 komentarz:

  1. Rozdzial bardzo mi sie podoba. Swietnie ujelas to jak ciezko jest komus odmowic w tak delikatnej sprawie a szczegolnie przyjacielowi. Brawo

    OdpowiedzUsuń