Historia nastoletniej Luny Lovegood, kiedy na jej drodze staje niebezpieczyny Śmierciożerca - Draco Malfoy.
czwartek, 4 kwietnia 2013
Rozdział 9 ~ W tych oczach jest tajemnica...
Zajęłam miejsce obok Ginny przy stole Gryffindoru. Przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie, natomiast siedzący nieopodal Nevill nawet nie spojrzał się w moim kierunku. Zrobiło mi się głupio, w końcu ja nie powinnam tu siedzieć. Zwłaszcza, że go to krępowało.
Odwróciłam się w stronę Ślizgonów. Wszystkie miejsca zajęte. Dostrzegłam rozmawiającego z Blaisem Dracona i coś mnie ukuło w brzuchu. No tak, te podziękowania...
Nie byłoby to dla mnie żadnym problemem, gdyby on chociaż raz w życiu przeprosił mnie lub moich przyjaciół. A miał za co, w końcu to Draco Malfoy.
Myśli o nim przerwała mi profesor McGonagall, która właśnie pojawiła się, by przemówić.
-Witajcie wszyscy. Wprowadziliśmy kilka zmian co do balu. Myślę, że na waszą korzyść. Pierwszoklasiści i drugoklasiści wciąż nie mają wstępu, godziny również pozostają niezmienne. Ale wasze stroje uległy drobnej korekcie. Maski będą weneckie, zasłaniające jedynie górną część twarzy. Zlikwidowaliśmy kapelusze. Jeżeli chodzi o stroje dziewczęta ubrane będą w kolorowe suknie, a mężczyźni w garnitury. Nie myślcie jednak, że siebie poznacie. Gdy to włożycie zmieni się wasz wzrost, waga kolor skóry i włosy. Głos również. A i jeszcze coś dodam. Jeżeli ktokolwiek zechce się wprosić, lub ominąć bal czeka go surowa kara. Nie mówię tego ot tak, tylko tak będzie. Pamiętajcie, to już jutro. - kobieta uśmiechnęła się i na stole pojawiły się przeróżne pyszności.
Zjadłam budyń malinowy i trochę jajecznicy. Potem zauważyłam jak Draco samotnie opuszcza Wielką Salą.
Spokojnie wstałam i powędrowałam za nim. Nie dobiegałam do niego, bo po co robić z tego sensację. Po prostu – zjadłam i wyszłam.
Chłopak jednak szybko zorientował się, że za nim idę. Zaczęliśmy rozmowę dopiero kilkadziesiąt metrów od Wielkiej Sali.
-Czego chcesz? - od razu zaczął chłodno.
Milczałam. Jego ton sprawił, że zabrakło mi języka w gębie.
Ten nie słysząc odpowiedzi odwrócił się do mnie plecami.
-Czekaj. - powiedziałam pod nosem.
Blondyn jednak był dostatecznie blisko, by usłyszeć moje słowa. Powoli odwracał się w moim kierunku.
-Słucham, Lovegood. - odparł wyraźnie usatysfakcjonowany.
Podchodził do mnie, aż nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. Czułam jego oddech, słyszałam bicie serca...
Trwało to zaledwie kilka sekund, ponieważ odsunęłam się o krok. Nie umiałam wyjaśnić czemu, stało się to tak odruchowo.
-Ja... chciałam ci podziękować. - wydusiłam z siebie po chwili.
Chyba zauważył, że dziękowanie Ślizgonowi nie jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie, więc postanowił pomęczyć mnie trochę dłużej.
-Za co? - udał zdziwienie, chociaż aktor z niego żaden.
-Za to, że mi pomogłeś kilka dni temu. Wtedy, kiedy wylądowałam w szpitalu. - odparłam ze spokojem.
-Nie musisz mi dziękować, mimo że jest to bardzo zabawne. Nie wyobrażaj sobie – dodał widząc moje zdziwienie. - jesteś mi winna przysługę. Nic nie ma za darmo. - stwierdził, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zamyśliłam się. Tu nie chodziło o zwykłą przysługę. Tu chodziło o znacznie więcej...
Blondyn widząc, że jestem w innym świecie spróbował się oddalić.
-Nie Draconie. - rzekłam cicho. Po tych słowach chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie z niezrozumieniem. - Zwykła przysługa nic nie pomoże. Ty pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy... ale dzięki tobie mogę tu stać, rozmawiać, być. - mówiłam cicho.
-Nie przesadzaj. Ja cię tylko zabrałem do skrzydła szpitalnego, prędzej czy później ktoś by cię znalazł. - odrzekł sucho.
-A nie zastanawia cię dlaczego tam leżałam? Ty tego nie widziałeś. Ja jestem pewna, że to byłby ostatni dzień w moim życiu. Ocaliłeś mnie tym, że wyszedłeś z Wielkiej Sali. I, że mnie tam nie zostawiłeś. To wystarczyło. - ciągnęłam cicho.
-Kto ci to zrobił? - urwał temat.
Pokiwałam przecząco głową.
-Po co ci to wiedzieć? Nie ufamy sobie, a ja i tak wiem, że on po mnie jeszcze przyjdzie. - rzekłam powoli.
-Jeszcze jedno. - rzuciłam.
-Pospiesz się... - chyba zaczynał się denerwować.
-Dziękuję za to, że byłeś w szpitalu. Tego już robić nie musiałeś, nikt cię do tego nie zmuszał. W ogóle mam u ciebie spory dług wdzięczności...
-To akurat drobiazg. Idziesz? - zapytał chłodno.
Pokiwałam głową.
Zaczekał, aż dotrzymam mu kroku. Potem wspólnie, chociaż w milczeniu szliśmy przed siebie. Draco odprowadził mnie pod sam pokój wspólny Ravenclaw.
-Lepiej będzie dla ciebie, jak nie będziesz chodzić nigdzie sama. I radzę, nie narażaj się temu komuś. - doradził.
Nawet mnie zaskoczył. Pozytywnie. Innym razem powiedziałby pewnie „a co mnie to obchodzi”, ale teraz...
-Postaram się. Jeszcze raz dziękuję. - uśmiechnęłam się.
Chwilę milczeliśmy wpatrując się w siebie. Chyba po raz pierwszy zwróciłam uwagę na to, że ma tak cudowne oczy... Były błękitnoszare, co idealnie oddawało jego charakter. Dodawały one jasnej cerze jeszcze jaśniejszego wyrazu i sprawiały, że cała twarz blondyna wydawała się być jeszcze bardziej tajemnicza.
-Chyba powinienem już iść. Pa. - odwrócił się powoli i zniknął gdzieś za rogiem.
-Pa. - szepnęłam, chociaż już go nie widziałam.
Dopiero po chwili weszłam do pokoju i zaczęłam się śmiać w poduszkę. Dlaczego? Nie miałam żadnego pojęcia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ekstra! Masz talent !
OdpowiedzUsuń