Czytałam kartkę kilkukrotnie, starając się w pełni zrozumieć pełnię jej przekazu. W sumie sens był taki że mam tam iść i już.
Pewnie Ginny mówiłaby, że to pułapka, Harry by mi zabronił... Każdy byłby przeciwko.
Ale ja i tak instynktownie wiedziałam, że tam pójdę. Że nic mi tam nie grozi. Tak... intuicja...
Przekonałam się na własnej skórze, że jej muszę słuchać. I nawet nie byłam w stanie samej siebie od tego odganiać.
Ubrałam się i schowałam karteczkę na nowo do kieszeni. Wyszłam prędko łazienki i poszłam (w zasadzie podbiegłam) do swojego pokoju. Tam, na moje nieszczęście, czekała już Alison z tysiącem pytań, pretensji i zażaleń.
-Gdzie ty byłaś? Czemu nikomu nic nie powiedziałaś? Nawet nauczyciele nic nie wiedzieli, Neville i Ginny też nie, a im przecież mówisz wszystko... - paplała.
-To było tak nagle, musiałam jechać do ojca. Złapał wreszcie chraptaka krętonogiego, mówię ci, świetny okaz! - kłamałam, bo przecież nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Nie mogłam? W zasadzie nie chciałam.
Poczekałam, aż dziewczyna wyjdzie na spotkanie z Neville'm. Dopiero wtedy mogłam się przebrać. Wyciągnęłam z szafy fioletową sukienkę oraz swój żółty płaszczyk. Rozczesałam włosy i przebrałam buty.
Wyciągnęłam pamiętnik, szybko nadrobiłam kilka ostatnich dni. Później czekałam. Dopiero po usłyszeniu kroków Ali zza ściany pogasiłam światła i wskoczyłam pod kołdrę. Tak jak stałam, musiała uwierzyć, że śpię... Wolałam, żeby nie wiedziała, że wychodzę. Tak dla bezpieczeństwa.
Szybko wymknęłam się z pokoju i zamku. O dziwo, wystarczyło samo zaklęcie Kameleona.
Szlam powolnym krokiem przypatrując się każdej gwieździe z osobna. Jakie one są cudowne...
Nie zwracałam uwagi na to, co działo się przede mną. Chyba dlatego nie zauważyłam lodowookiego blondyna stojącego na skraju wejścia do Zakazanego Lasu.
-Wow, nie spodziewałem się, że się pojawisz. - zagadnął na początku. Dopiero wtedy zwróciłam na niego uwagę.
-Dlaczego miałabym tego nie zrobić? - zapytałam nawet na niego nie patrząc.
-Hm... Jesteśmy w lesie o północy, raczej nikomu o tym nie wspomniałaś... I nie jestem osobą zbytnio godną zaufania, czyż nie? - zaśmiał się ironicznie.
-Jak widzisz, ufam ci na tyle, żeby się tu pojawić. - wzruszyłam ramionami. - Wyjawisz mi powód tego spotkania?
-Jest ich kilka, Lovegood.
-Draco, czy mógłbyś mówić do mnie po imieniu?
-Jest ich kilka, Luno. - poprawił się przewracając oczami.
-Wyjawisz je? - zapytałam lekko się uśmiechając.
-A uwierzysz, że chciałem po prostu się z tobą umówić? - spytał spokojnie.
Popatrzyłam na niego lekko zdziwiona.
-Em... A chciałeś? -uznałam, że lepiej odrzucić piłeczkę.
Zaśmiał się.
-Coś zostawiłaś, tam w lochach. - powiedział sucho, po czym wyciągnął z kieszeni otwartą dłoń. Na jej wierzchu coś leżało. Bez trudu rozpoznałam przedmiot, chociaż było naprawdę ciemno.
-Mój naszyjnik. - zdziwiłam się odruchowo dotykając dłońmi szyi. Powinien tam być... ale nie było. Musiałam go zgubić.
-Skąd go masz? - nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
-Powiedziałem, znalazłem go w lochach, wiedziałem że jest twój, więc ci go teraz oddaję. - mruknął bez wyrazu.
Sięgnęłam po niego, zawiesiłam sobie na szyi. Jednak zapiąć nie mogłam. Było ciemno, a samo zapięcie było bardzo malutkie.
-Daj, zajmę się tym. - dodał patrząc na moje „starania”.
Uśmiechnęłam się lekko i podałam mu naszyjnik. Odwróciłam się do niego plecami, odgarnęłam włosy z szyi.
To trwało kilka sekund... A ja czułam, jakby mijały minuty, może godziny. Tak jakby spowalniałam jego ruchy, to jak delikatnie muskał zimnym palcami moją szyję...
Przeszły mnie lekkie ciarki, a on chyba to dostrzegł, bo uśmiechnął się delikatnie. Nie musiałam tego widzieć, po prostu to wiedziałam.
-Dziękuje.-powiedziałam spokojnie odwracając ku niemu głowę. - To już wszystko, co chciałeś mi pokazać? - spytałam lekko zawiedziona.
-A uwierzysz, że chciałem po prostu się z tobą umówić? - ponowił pytanie z lekkim uśmiechem.
Westchnęłam.
-Możliwe. - odpowiedziałam po dłuższej chwili.
~~~
Jest jak obiecałam. Teraz jestem tdo przodu, więc będę mogła częściej dodawać, tylko...
No właśnie jest jedno tylko. A mianowicie:
21 maja wyjeżdżam na kilka dni. Planuję dodać wcześniej jeszcze drugą część "randki", ale potrzebne za to są komentarze ;P Jak nie, to dopiero po moim powrocie, no cóż.
A tak w ogóle, to nie piszę tego zbyt "romantycznie" tak jakby? Często się łapię na takich... ale staram się to poprawiać. Piszcie :d
Mi się bardzo podoba ♥ Uwielbiam twojego bloga ♥ Chciałabym tak pisać ♥
OdpowiedzUsuńA ja właśnie widzę tu mało romantyzmu. Ja tu widzę lekką ufność Lunki. ;) Ale to chyba mi się podoba w jej postaci, a Draco, wow, mimo iż romantyczny, to nadal zimny jak sopel lodu. Niesamowite. ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następną notkę, ty ... szantażystko. ;P
P.S Jakby cię to interesowało, to dodałam nowy rozdział na blogu. Przyszła wena na nowo. ♥
OdpowiedzUsuńsuper, ekstra, nie ma słów do opisania! :)
OdpowiedzUsuńświetnie ,zazdroszczę talentu :)
OdpowiedzUsuńMam dwie wiadomości... Nie mam siły już ich tam pisać.
OdpowiedzUsuńDobra - mam wreszcie internet na laptopie.
Zła - Wymagało to resetowania systemu. Czyli wszystkie rozdziały, które tu posiadałam zniknęły. Nie mam siły, aplikacje mi nie działają, mam dość. Nie wiem, czy przed wyjazdem cokolwiek napiszę. Dzisiaj miałam skończyć pisać rozdział 50... Ta... Teraz jestem tak wściekła, że nie wiem kiedy dodam. Przepraszam. ~Lucy
kofam <3
OdpowiedzUsuń