Rozpoczęło się najprawdziwsze
szaleństwo, ludzie krzyczeli, piszczeli i przeciskali przez siebie
byle tylko przywitać się z żywymi Harry'm, Ronem i Hermioną. To
pojawienie się ich między nami wywołało prawdziwą falę radości,
która opanowała nas wszystkich. To nie był tylko ich widok, ale
również nadzieja na zwycięstwo w wojnie.
Widziałam, że Harry jest szczęśliwy
z naszego widoku, jednak nie był w stanie w pełni tego okazać.
Nawet widok Ginny niewiele zmienił. Był widocznie rozdarty.
Chcieliśmy poznać plan, ale on uparcie twierdził, że nie może
nam go zdradzić.
-Szukamy czegoś, co znajduje się w
Hogwarcie. - powiedział za to.
-Co to jest? - zapytał Neville.
-Tego nie wiem. - Harry trochę stracił
pewności siebie.
-A gdzie to jest?
-Tego też nie wiem. - zagryzł wargę.
- Informacji mam niewiele.
-To właściwie nic.
-Mogło należeć do Roweny Ravenclaw.
Raczej jest małe... Coś, co łatwo schować. Macie jakieś pomysły?
Helena..., pomyślałam. To takie
oczywiste. Ta piękna legenda jej matce. Zaginiony...
-Może diadem Roweny Ravenclaw. -
odezwałam się, a ludzie po raz kolejny spojrzeli na mnie jak na
wariatkę.
-Ale zaginął już dawno temu... Ci co
go widzieli już nie żyją. - powiedziała Cho. Teraz było to dla
mnie
bardziej oczywiste niż kiedykolwiek, lecz nie dano mi się
wypowiedzieć.
Ktoś zaczął krzyczeć i musieliśmy opuścić Pokój
Życzeń.
Tłum porywał, i nawet jakbym chciała,
nie miałam sposobności, by powiedzieć Potterowi o tym, co tak
naprawdę wiedziałam. Starałam się dotrzeć do niego mimo
wszystko, ale...
Wiedziałam, że Snape zarządził
zebranie i w zasadzie szłam na nie razem z resztą starając się
zlokalizować pozycję Harry'ego.
I wtedy czyjeś ręce mocno szarpnęły
mnie do jednego z pomieszczeń.
Panował taki chaos, że nie miałam
wątpliwości, że moja nieobecność będzie niezauważona.
Ktoś trzymał mnie plecami do siebie,
jedną ręką trzymając ręce wzdłuż tułowia, a drugą zakrywając
usta. Jakby moje słowa mogły być usłyszane, a przynajmniej
dostrzeżone przez innych.
Dopiero gdy zrobiło się zupełnie
cicho, gdy uczniowie byli już w Wielkiej Sali napastnik łaskawie
poluźnił uścisk i powoli się odsunął.
-Co tu robisz? - zapytałam cicho nie
mając wątpliwości co do jego tożsamości. Nawet nie widząc go
mogłam wyczuć zapach. Nawet w tym ciemnym i brudnym pomieszczeniu
nie miałam wątpliwości przed kim teraz stoję.
-Jestem. - odparł wywołując u mnie
uśmiech.
Zrobiłam krok w jego stronę i
przytuliłam się mocno.
-Jesteś dla mnie. - dokończyłam za
niego, a on tylko skinął głową.
-Jest wojna, chciałem mieć pewność,
że się jeszcze zobaczymy.
-Więc...zapamiętaj ten moment. -
powiedziałam.
-Obiecuję. - odparł.
To nie było żadne wyzwanie, ale powód
do złapania się za ręce. Powód do tego, by złączyć usta. Bo
jeszcze możemy. Takie proste gesty, a dla mnie były jednymi z
najpoważniejszych deklaracji. Mówiły: „Jestem przy Tobie”.
-Stoimy po różnych stronach. -
westchnął odsuwając lekko głowę.
-Wiem.
-I która z nich nie wygra i tak...
-Wiem. - powiedziałam stanowczo.
-Nie mogę zmienić strony. - ścisnął
mnie mocniej. - I ty też nie. Dziś ze sobą walczymy.
Nic nie powiedziałam. Akurat rozległy
się piski wrzaski...
I rozległ się głos Voldemorta. Nie
wiadomo skąd się wydobywał, był zimny i dobitny. I Voldemort
mówił:
-Wiem, że przygotowujecie się do
walki. Próżne są wasze nadzieje. Mnie nie można pokonać. Nie
chcę was zabijać, nie chcę przelewać krwi czarodziejów. Wydajcie
Harry'ego Pottera, a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie
Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie Harry'ego
Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni. Macie czas do północy.
Pozostawił po
sobie głuchą ciszę, której żadne z nas nie śmiało przerwać.
Patrzyłam w pustą przestrzeń i analizowałam jego słowa. Dla mnie
było to absurdalne, nigdy nie wydałabym Harry'ego, ale...
-Nie zrobisz tego.
- powiedziałam cicho. - Nie zrobisz. - dodałam już szeptem.
Był cicho, na tyle
cicho, bym mogła zdać sobie sprawę z tego, że to właśnie
planuje.
-Nie możesz tego
zrobić, Draco. - dodałam.
Dopiero wtedy
dotarło do mnie, że wszyscy zdążyli uciec z sali i pędzą po to,
by ocalić życie.
-Do zobaczenia. -
pocałowałam go lekko w policzek i wyszłam z pomieszczenia.
-Harry! -
krzyknęłam w poszukiwaniu chłopaka. Teraz to nie może czekać.
Dostrzegłam jego
sylwetkę, pędzącą w górę schodów. To był impuls. Po prostu
zaczęłam biec za nim.
Pokonywałam
kolejne stopnie krzycząc jego imię, ale nie zwracał na mnie uwagi.
Kierował się do wieży Krukonów, a ja doskonale wiedziałam, że
to najgorsza z możliwych dróg.
-Harry! Poczekaj! -
krzyczałam.
-Nie teraz Luna. -
odpierał nie zatrzymując się.
-Tam niczego nie
znajdziesz! Marnujesz tylko czas!
-Później
pogadamy.
I to już była
złość.
-Masz mnie
natychmiast wysłuchać! - krzyknęłam na tyle głośno, by
zatrzymał się zaskoczony. - Cho powiedziała, że ci, którzy
widzieli diadem Roweny Ravenclaw już nie żyją. To chyba jasne, no
nie? Musisz zapytać nieżyjących.
W tym czasie
wielkie, piękne pole siłowe otoczyło zamek. Nasz mur, naszą fosę.
Odgrodzi nas i zatrzyma oddziały Voldemorta. Na razie jesteśmy
bezpieczni.
-Prowadź. - jego
głos wyrwał mnie z transu.
Spojrzałam na
niego i kiwnęłam głową. I pokazałam mu drogę bezpośrednio do
Heleny Ravenclaw.
-Idź sam, lepiej
porozmawiajcie w cztery oczy. Jest bardzo skryta. - powiedziałam
spokojnie i spojrzałam na twarz przyciaciela. - Powodzenia, Harry. -
dodałam i odeszłam z tego miejsca. Teraz nie byłam tu potrzebna.
~~~
Zdaję sobie sprawę z tego, że rzadko i dużo z filmu, ale akurat przy bitwach o Hogwart wersja kinowa bardziej mi odpowiada. Następny postaram się dodać szybciej, ale nie mogę obiecać, bo to zależy od wielu czynników... Przepraszam i do zobaczenia dla niektórych ;*
Super :) Z niecierpliwoscia czekam na kolejne rozdzialy !
OdpowiedzUsuńuwierz cały czas czekam
OdpowiedzUsuń