niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 53 ~ To był koniec dekady, a początek nowej ery.



Rozpoczęło się najprawdziwsze szaleństwo, ludzie krzyczeli, piszczeli i przeciskali przez siebie byle tylko przywitać się z żywymi Harry'm, Ronem i Hermioną. To pojawienie się ich między nami wywołało prawdziwą falę radości, która opanowała nas wszystkich. To nie był tylko ich widok, ale również nadzieja na zwycięstwo w wojnie.

Widziałam, że Harry jest szczęśliwy z naszego widoku, jednak nie był w stanie w pełni tego okazać. Nawet widok Ginny niewiele zmienił. Był widocznie rozdarty. Chcieliśmy poznać plan, ale on uparcie twierdził, że nie może nam go zdradzić.

-Szukamy czegoś, co znajduje się w Hogwarcie. - powiedział za to.

-Co to jest? - zapytał Neville.

-Tego nie wiem. - Harry trochę stracił pewności siebie.

-A gdzie to jest?

-Tego też nie wiem. - zagryzł wargę. - Informacji mam niewiele.

-To właściwie nic.

-Mogło należeć do Roweny Ravenclaw. Raczej jest małe... Coś, co łatwo schować. Macie jakieś pomysły?

Helena..., pomyślałam. To takie oczywiste. Ta piękna legenda jej matce. Zaginiony...

-Może diadem Roweny Ravenclaw. - odezwałam się, a ludzie po raz kolejny spojrzeli na mnie jak na wariatkę.

-Ale zaginął już dawno temu... Ci co go widzieli już nie żyją. - powiedziała Cho. Teraz było to dla mnie 
bardziej oczywiste niż kiedykolwiek, lecz nie dano mi się wypowiedzieć. 

Ktoś zaczął krzyczeć i musieliśmy opuścić Pokój Życzeń.

Tłum porywał, i nawet jakbym chciała, nie miałam sposobności, by powiedzieć Potterowi o tym, co tak naprawdę wiedziałam. Starałam się dotrzeć do niego mimo wszystko, ale...

Wiedziałam, że Snape zarządził zebranie i w zasadzie szłam na nie razem z resztą starając się zlokalizować pozycję Harry'ego.

I wtedy czyjeś ręce mocno szarpnęły mnie do jednego z pomieszczeń. 

Panował taki chaos, że nie miałam wątpliwości, że moja nieobecność będzie niezauważona.

Ktoś trzymał mnie plecami do siebie, jedną ręką trzymając ręce wzdłuż tułowia, a drugą zakrywając usta. Jakby moje słowa mogły być usłyszane, a przynajmniej dostrzeżone przez innych.

Dopiero gdy zrobiło się zupełnie cicho, gdy uczniowie byli już w Wielkiej Sali napastnik łaskawie poluźnił uścisk i powoli się odsunął.

-Co tu robisz? - zapytałam cicho nie mając wątpliwości co do jego tożsamości. Nawet nie widząc go mogłam wyczuć zapach. Nawet w tym ciemnym i brudnym pomieszczeniu nie miałam wątpliwości przed kim teraz stoję.

-Jestem. - odparł wywołując u mnie uśmiech.

Zrobiłam krok w jego stronę i przytuliłam się mocno.

-Jesteś dla mnie. - dokończyłam za niego, a on tylko skinął głową.

-Jest wojna, chciałem mieć pewność, że się jeszcze zobaczymy.

-Więc...zapamiętaj ten moment. - powiedziałam.

-Obiecuję. - odparł.

To nie było żadne wyzwanie, ale powód do złapania się za ręce. Powód do tego, by złączyć usta. Bo jeszcze możemy. Takie proste gesty, a dla mnie były jednymi z najpoważniejszych deklaracji. Mówiły: „Jestem przy Tobie”.

-Stoimy po różnych stronach. - westchnął odsuwając lekko głowę.

-Wiem.

-I która z nich nie wygra i tak...

-Wiem. - powiedziałam stanowczo.

-Nie mogę zmienić strony. - ścisnął mnie mocniej. - I ty też nie. Dziś ze sobą walczymy.

Nic nie powiedziałam. Akurat rozległy się piski wrzaski...

I rozległ się głos Voldemorta. Nie wiadomo skąd się wydobywał, był zimny i dobitny. I Voldemort mówił:

-Wiem, że przygotowujecie się do walki. Próżne są wasze nadzieje. Mnie nie można pokonać. Nie chcę was zabijać, nie chcę przelewać krwi czarodziejów. Wydajcie Harry'ego Pottera, a nikomu nie stanie się krzywda. Wydajcie Harry'ego Pottera, a zostawię szkołę w spokoju. Wydajcie Harry'ego Pottera, a zostaniecie wynagrodzeni. Macie czas do północy.

Pozostawił po sobie głuchą ciszę, której żadne z nas nie śmiało przerwać. Patrzyłam w pustą przestrzeń i analizowałam jego słowa. Dla mnie było to absurdalne, nigdy nie wydałabym Harry'ego, ale...

-Nie zrobisz tego. - powiedziałam cicho. - Nie zrobisz. - dodałam już szeptem.

Był cicho, na tyle cicho, bym mogła zdać sobie sprawę z tego, że to właśnie planuje.

-Nie możesz tego zrobić, Draco. - dodałam.

Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wszyscy zdążyli uciec z sali i pędzą po to, by ocalić życie.

-Do zobaczenia. - pocałowałam go lekko w policzek i wyszłam z pomieszczenia.

-Harry! - krzyknęłam w poszukiwaniu chłopaka. Teraz to nie może czekać.

Dostrzegłam jego sylwetkę, pędzącą w górę schodów. To był impuls. Po prostu zaczęłam biec za nim.
Pokonywałam kolejne stopnie krzycząc jego imię, ale nie zwracał na mnie uwagi. Kierował się do wieży Krukonów, a ja doskonale wiedziałam, że to najgorsza z możliwych dróg.

-Harry! Poczekaj! - krzyczałam.

-Nie teraz Luna. - odpierał nie zatrzymując się.

-Tam niczego nie znajdziesz! Marnujesz tylko czas!

-Później pogadamy.

I to już była złość.

-Masz mnie natychmiast wysłuchać! - krzyknęłam na tyle głośno, by zatrzymał się zaskoczony. - Cho powiedziała, że ci, którzy widzieli diadem Roweny Ravenclaw już nie żyją. To chyba jasne, no nie? Musisz zapytać nieżyjących.

W tym czasie wielkie, piękne pole siłowe otoczyło zamek. Nasz mur, naszą fosę. Odgrodzi nas i zatrzyma oddziały Voldemorta. Na razie jesteśmy bezpieczni.

-Prowadź. - jego głos wyrwał mnie z transu.

Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową. I pokazałam mu drogę bezpośrednio do Heleny Ravenclaw.

-Idź sam, lepiej porozmawiajcie w cztery oczy. Jest bardzo skryta. - powiedziałam spokojnie i spojrzałam na twarz przyciaciela. - Powodzenia, Harry. - dodałam i odeszłam z tego miejsca. Teraz nie byłam tu potrzebna.



~~~

Zdaję sobie sprawę z tego, że rzadko i dużo z filmu, ale akurat przy bitwach o Hogwart wersja kinowa bardziej mi odpowiada. Następny postaram się dodać szybciej, ale nie mogę obiecać, bo to zależy od wielu czynników... Przepraszam i do zobaczenia dla niektórych ;*

2 komentarze: