sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 54 ~ Nie waż się wyglądać przez okno, wszystko płonie.


Zbiegałam na dół po schodach, starając się nie dać porwać wystraszonym ludziom. Merlinie, oni byli absolutnie wszędzie. Wiedziałam, że w Hogwarcie jest pełno uczniów, ale gdy teraz tak razem zbiegaliśmy ta liczba zdawała się być powiększona kilkakrotnie.

Mimo to nie zatrzymywałam się, nie mogłam, nie było na to czasu. Nie miałam wyznaczonej pozycji, więc powinnam szukać Ginny i Neville'a. Tak robiłam.

Do czasu gdy to się stało.

Ogromna siła, wielka moc. Uderzył w naszą barierę. Taka siła...

Piękne i niebezpieczne. Było to niczym odciągnięcie od łona matki, która chroni nas tyle lat. Ale mimo to oglądanie, jak niebo nad nami staje w płomieniach, było naprawdę niesamowite. Dziurawiono je, by powoli spadało częściami pod nasze stopy. To był cel.

I udało im się. Właśnie odebrali nam ochronę i z głośnym wrzaskiem zaczęli najeżdżać na Hogwart, na nasz dom.

Oglądałam to i coś cisnęło się w moim żołądku. Nie jesteśmy osłonięci. Nie jesteśmy bezpieczni. Wojna się zaczęła.

I to pozwoliło mi się naprawdę ruszyć, wręcz zacząć z powrotem biec. Tylko gdzie. I wtedy coś przemknęło przede moją twarzą. Ktoś biegł i ja zaczęłam biec za nim. Harry.

Byłam sporo w tyle, ale zdążyłam zorientować się dokąd pędzi Złoty Chłopiec. I ja gnałam za nim, odłączając się od uciekających ludzi.

Stanęłam prosto przed pokojem życzeń i z niewiadomych sobie powodów chwilę stałam przed nim i po prostu patrzyłam na drzwi.

Aż poczułam jak koniec różdżki wbija mi się w szyję.

-Pupilka Pottera chyba się zgubiła. - usłyszałam głos Blaise'a Zabiniego.

No to wpadłam i to po całości. Teraz Ślizgoni byli znani z używania zaklęć niewybaczalnych, lubowali się zwłaszcza w tym ostatnim, najgorszym. A teraz byliśmy wrogami w wojnie. Moja pozycja była po prostu beznadziejna.

-Język ci odebrało, Pomyluno? - zaśmiał się.

-Blaise, co ty robisz? - kątem oka mogłam dostrzec jak Crabble i Malfoy idą w naszą stronę. Chyba trochę mi ulżyło, tak jakby rycerz na białym koniu przyszedł ratować królewnę w tarapatach.

-Złapałem ją. - odparł ciemnoskóry chłopak.

-Ja się tym zajmę. Mały trening przed Potterem. - zaśmiał się Crabble. - Odsuń się, Zabini.

-Ale wy jesteście głupi. - prychnął Malfoy i podszedł do nas z wrednym uśmieszkiem. - Potter nie da jej zabić, sam się odda w nasze ręce. Oddamy go Czarnemu Panu, będzie naszą przepustką do sławy.

Blefuje, pomyślałam od razu.

-To ją masz. - Zabini pchnął mną mocno w jego stronę, a blondyn zrobił dokładnie to samo co on wcześniej. 

Tylko mocniej, przy samym gardle.

-Oddawaj różdżkę, Lovegood. - syknął.

Nic nie zrobiłam, więc docisnął ją o wiele mocniej. Tak, że musiałam odchylić głowę.

-Oddaj ją. Zrobię wszystko, by zasłużyć na jego zaufanie. Wszystko. - powiedział pewnie.

Zrobiłam to mechanicznie. Sięgnęłam po różdżkę i wręczyłam mu ją do ręki. Tylko odrobinę odciągnął swoją z mojej szyi.

Pchnął mnie mocno i we czwórkę weszliśmy do pokoju życzeń. Szłam za nimi wolnym krokiem, zależało im chyba na dyskrecji. Nawet nie zauważyłam kiedy różdżki Zabini'ego i Crabble'a zostały wyciągnięte w przód.

-Proszę, proszę, Potter. - Powiedział Draco zimno. Nie widziałam, ale byłam pewna, że uśmiecha się tym swoim wrednym sposobem.

Harry stał przed niewielką kasetką, w której nie trudno było się domyślić co się znajduje. Nie patrzył na nią, pewnie nie chciał zdradzić, że jest ona jego celem.

-Malfoy. - powiedział w zamian. - Czego chcesz?

Jego wzrok spoczął na mnie, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Mogłam tu nie przychodzić.

-Pójdziesz ze mną, albo zrobi to twoja przyjaciółeczka. - odparł blondyn.

-Nie zrobisz jej krzywdy, nie potrafisz. - Harry niemal się zaśmiał. - Tak jak w rezydencji, tak jak Dumbledore'a nie umiałeś zabić.

-Chcesz to sprawdzić? - chłopak niewątpliwie uniósł brwi.

Nie zrobi mi nic, powiedziałam bezgłośnie. Harry akurat na mnie patrzył i mógł odczytać słowa z ruchu moich warg.

-Tak. - dokładnie to powiedział Potter.

-Crucio. - usłyszałam głos Draco, który wymawia to zaklęcie. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i dopiero wtedy mogłam poczuć to, co on chciał bym poczuła.

Udało mu się, zaklęcie mu się udało. Bolało, bardzo bolało. To był jeden crutiatus, a czułam go za kilka. Wiem, że krzyknęłam, próbowałam się zwinąć w kłębek. A on trzymał mnie nie dając zaznać ukojenia.

-Expelliarmus! - Dobiegł mnie głos Hermiony i ból ustał pozostawiając po sobie czarny ślad. Uniosłam wzrok. Zaczęło się rzucanie zaklęć.

-Avada Kedavra!

-Drętwota!

Trafiali bardziej niż w siebie w przedmioty znajdujące się w pokoju życzeń. Odlatywały na ogromne piramidy i na ziemię.

Ja nie miałam różdżki, moją miał Draco, a jego leżała w zasięgu mojego wzroku. Puścił mnie i rzucił się pędem w tamtą stronę. Patrzyłam na Pottera nie bardzo świadoma.

Potem spojrzałam pod nogi. Moja różdżka. Upuścił ją. Nie zastanawiając się długo kucnęłam i sięgnęłam po swoją własność.

Ron już rzucał się za nimi w pościg wrzeszcząc coś na całe gardło. A Harry i Hermiona wspinali się po jednej z piramid.

Diadem.

Ignorując ból w większości mojego ciała zaczęłam wspinać się po jednej z piramid zaraz za nimi. Opierałam nogi o jakieś szafli, telewizor. Jakieś stworzonka zaczęły wyskakiwać i latać między nami, ale byłam na tyle zamroczona, że nie potrafiłam nawet ich zidentyfikować.

-Mam! - krzyknęłam do nich, gdy moja ręka spotkała się z diademem.

Rzuciłam go Potterowi i zeszłam z piramidy.

-Wszystko dobrze? - zapytał Harry.

Kiwnęłam głową.

-Nie można mu ufać. - dodał jeszcze.

Po raz drugi pokiwałam głową.

I usłyszeliśmy hałas. Trzy pary naszych oczu skierowały się wprost do jego źródła, które z każdą sekundą zdawało się być coraz bliżej. Nadleciał Ron szybko biegnąc i wrzeszcząc.

-Uciekajcie! Gość zwariował i wszystko pali!

Rudowłosy złapał Hermionę za rękę i szybko pociągnął ją za sobą. Razem z Potterem musiałam na własne oczy zobaczyć, przed czym chłopak uciekał. I zobaczyliśmy.

Wąż, piękny wąż, zrobiony z samego ognia. Niezwykłe zjawisko, które bez wątpienia zapisze się w mojej pamięci. Pozwoliłam sobie na chwilę zatracić w przyjemnym cieple, nie zważając na to, że powoli zaczynało parzyć.

-Luna! - wrzasnął Harry i zdałam sobie sprawę, że on też ciągnie mnie za rękę, a ja posłusznie biegnę za nim.

Przyspieszyłam, teraz uciekaliśmy naprawdę szybko i już po kilkudziestu metrach dogoniliśmy Rona i Hermionę. Z każdej strony nadlatywał ogień formułując się w przeróżne postaci. Gonił nas lew, później ptak i przeróżne wytwory ludzkiej wyobraźni.

Rozdzieliliśmy się na chwilę, by biec w różne strony i spotkać się ponownie. I Potter zobaczył miotły. Cóż, nigdy nie byłam świetna w lataniu, ale jeśli to ma nas uratować, to chyba nie było wyjścia. Ale stały tylko trzy. Nie zastanawiając się usiadłam za Hermioną, a chłopaki lecieli sami.

Wzbiliśmy się w powietrze, kurczowo trzymałam się dziewczyny. Ciepło ognia piekło mnie w twarz, a w brzuchu pozostały ślady crutiatusa.

Lecieliśmy w stronę wyjścia, minęliśmy Malfoya, Zabini'ego i Crabble'a, którzy wspinali się na szczyt jednej z piramid. Ale gdy tylko Crabble spadł i porwał go ogień....

-Harry! - krzyknęłam niemal rozpaczliwie.

-Musimy im pomóc. - odparł Złoty Chłopiec i zawrócił miotłę.

-Co to jakiś żart? - warknął Ron, ale posłusznie polecieliśmy za Potterem.

Draco i Blaise wyciągali ręce, ogień był blisko i nie zostało im już dużo czasu. Nam też, gorąco się mnożyło dając nam coraz mnie czasu na ucieczkę z tego piekła.

-Jak przez nich zginiemy to ja cię zabiję! - usłyszałam jeszcze, a potem ujrzałam, jak Malfoy trzyma się kurczowo Pottera, a Zabini Rona.

Złapali ich. Teraz pozostało tylko się stąd wydostać.

Lecieliśmy szybko omijając ogień i walące się piramidy. Rzeczy je formułujące rozpadały się, spalały, bądź spadały tuż przed nami.

Ostatnie przejście, ostatnia ściana ognia. Leciałyśmy pierwsze i Hermiona szybkim ruchem różdżki dała nam wolną drogę.

Wylecieliśmy przedpokój życzeń padając z hukiem na twardą posadzkę. Mimo to wstaliśmy od razu. Malfoy i Crabble szybko usunęli się z miejsca, a Hermiona i Ron zaczęli krzyczeć imię Pottera, i po chwili z diademu Roweny zaczął wydobywać się czarny dym. Ron bez zastanowienia kopnął koronę i wpadła ona prosto w ogień pokoju życzeń.

I stało się. Ogniesta głowa samego Lorda Voldemorta pędzoną na nas z miejsca, w którym zniknął diadem. Pędziła i pędziła aż drzwi się zamknęły.


I już po ogniu. 


~~~ 

Jak na mnie to jest nawet długi ^^ Nie wiem, kiedy pojawi się następny, bo mam w tym tygodniu taki nawał w szkole, że płakać mi się chce. Do ferii niestety daleko. ;/
No, ale cóż, dzięki, że jesteście i do zobaczenia za niedługo ;>

12 komentarzy:

  1. Całkiem długi ;) czekam na następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  2. super :) nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów a gdyby nie to że Draco jest przystojny to bym go gołymi rękami udusiła ^-^

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział Świetnyyyy! *-*
    No po prostu super! <3 :D

    A tyeraz... Zostałaś nominowana przeze mnie do Libster Award! :D
    Więcej informacji tutaj ---> http://believe-in-impossible-feelings.blogspot.com/p/libster-award.html <3

    Eveneth.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny! Draco! Ty chultaju! Nie spodziewałam się tego po tobie!
    Kiedy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurde... Nie mogę napisać tego następnego rozdziału... Nie wiem czemu, po prostu mi coś nie idzie. Wątpię, że będzie dzisiaj, ale może... Przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
  7. Znalazłam twojego bloga wczoraj w 2 dni przeczytałam wszystkie rozdziały! Rozdział naprawdę jest genialny(jak każdy inny zresztą <3) Życzę Ci dużo weny i żebyś napisała jak najszybciej nowy rozdział.

    OdpowiedzUsuń