niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 56 ~ Nie mogę oddychać bez Ciebie. Ale muszę.


Można by rzec, że ciemne chmury pojawiły się nad Hogwartem. Nastała chwila opamiętania, moment na to, by rozejrzeć się wokół i zobaczyć jak wielkie straty ponieśliśmy.

Nie tylko w liczbie – bo liczba znaczy cokolwiek tylko dla strategów i historyków. My nimi nie byliśmy, nie potrafiliśmy patrzeć na ciała i zwyczajnie je liczyć. Tu chodziło o to, kim byli Ci ludzie, którzy teraz leżą tam i nigdy się nie podniosą. A byli naszymi przyjaciółmi, którzy teraz odpływali w błogi sen.

Patrzenie na nich i ich bliskich, którzy nie potrafili pogodzić się ze śmiercią nie było zbyt przyjemne. Klęczący ludzie nad pustymi ciałami starający się przywrócić ich do życia, lub po prostu jeszcze chwilę z nimi pobyć.

Stałam dalej, oparta o ścianę i obserwująca wszystkich ich po kolei. Nie podchodziłam. Wolałam dać rodzinom jeszcze chwilę z bliskimi. Tak długo póki mogą.

-Chodź, proszę.

Westchnęłam pod nosem. Spodziewałam się tego. Mówił przecież, że jeszcze porozmawiamy. Niechętnie odsunęłam się od ściany i ruszyłam w stronę głosu.

Też szedł, widocznie nie miał ochoty zostać zauważonym, co w ogóle mnie nie dziwiło.

Z Hogwartu nie zostało zbyt wile, w schodach było pełno dziur, a on ciągnął mnie na górę.

Już nawet go widziałam, przebłyski światła w platynowych włosach odbijały się na tyle dobrze, że mogłam je dostrzec nawet kilka metrów niżej.

Zatrzymał się dopiero na okrągłych schodach, mniej więcej w połowie ich długości. Stał i patrzył przez okno, z którego dokładnie było widać dziedziniec Hogwartu.

-Więc słucham. - powiedziałam po chwili milczenia.

-Jesteś na mnie zła? - zapytał nie podnosząc na mnie wzroku.

Otworzyłam szerzej oczy, podeszłam i popatrzyłam przez okno. Nic nie mówiłam.

-Jesteś. - już bardziej oznajmił niż spytał.

-Gdybym była pewnie bym tu nie przyszła. - odparłam obserwując Zakazany Las.

-Nieprawda. - pokręcił głową. - Przyszłaś, bo chcesz wiedzieć czemu, co nie znaczy, że nie jesteś zła.

-Przyszłam, żeby wiedzieć czemu, żeby wiedzieć, czy powinnam być zła.

Milczał. I ja też milczałam. Nie wiedziałam co mogłabym w tej sytuacji powiedzieć. To miały być jego wyjaśnienia.

-W moim stosunku do Ciebie nic się nie zmieniło. - powiedział w końcu, zdawało się, że zdążyły już minąć godziny.

-Teraz Ty kłamiesz. - pokręciłam głową. - Jak byłam w Malfoy Manor i miałeś rzucić na mnie crutiatusa to... widziałam po Tobie, że naprawdę nie chciałeś tego zrobić.

-To prawda. - kiwnął głową. - A myślisz, że teraz chciałem?

-Tak.

-Nie mogłem się wahać, Luna. - pokiwał głową. - Nie potrafię wyjaśnić Ci tego, tak byś to zrozumiała.

-Nie próbowałeś, skąd wiesz?

-Nieważne. - uciął.

Przymknęłam oczy. Znowu na chwilę zrobiło się nieprzyjemnie cicho. Teraz sama wolałam to przerwać.

-Czemu oddałeś mi różdżkę?

-Wiedziałem, że to Twoja, kiedy ją znalazłem. - kiwnął głową. - Byłaś bezbronna, dlaczego miałbym Ci jej nie oddać.

-Bo byłam bezbronna. - pokręciłam głową. - Bo byłam łatwym celem.

-I dlatego Ci ją oddałem.

-Byłam Twoim przeciwnikiem.

-Nieprawda. - prychnął. - To tylko gra. Wszystko jest grą, a Ty tańczysz jak Ci zagrają. Świat nie dzieli się na Czarnych i Białych. Na popleczników i przeciwników Czarnego Pana. Oni chcą żebyśmy tak myśleli, żebyśmy tak właśnie świat dzielili. Ale to nie prawda, nikt nie jest zupełnie czarny, ani zupełnie biały, nawet Czarny Pan.

-Ale teraz mamy wojnę. I nieważne czym jesteś splamiony, musisz wybrać po której stronie się opowiesz.

-A co jak ja nie wiem po której z nich jestem? Może po obu, może po żadnej. - wzruszył ramionami. - Nie chcę być taki jak oni wszyscy. Jak każdy z nich.

-Czas dokonać wyboru. - powtórzyłam.

Uśmiechnął się lekko.

-Ja go nie mam. Nigdy nie miałem.

I kolejne milczenie już nieprzerwane przez żadne z nas. Tym razem zakłóciło to coś zupełnie innego.

Patrzyliśmy przez okno i nietrudno było zauważyć, że zbliża się do zamku mnóstwo czarnych, zlewających się plam, które z każdą sekundą coraz bardziej zaczęły się od siebie oddzielać, a w końcu przypominać ludzi w czarnych szatach.

-Już czas. - powiedział cicho.

Złapał mnie za rękę i bez niczego zaczął iść w dół. Cóż miałam zrobić? Nic. Szłam posłusznie trzymając się go mocno. To już i tak mógł być ostatni czas, kiedy mogłam to robić. W końcu mamy wojna.

Najwidoczniej nie byliśmy jedynymi, którzy zauważyli zbliżające się oddziały Voldemorta. Cały żywy Hogwart zaczął wychodzić na dziedziniec, znajome twarze wręcz ginęły w tłumie.

Stanęliśmy całą chmarą na schodach naprzeciwko Śmierciożerców tkwiących już tylko kilkadziesiąt metrów przed nami. Stali w zwartym szyku, zadowoleni i gotowi do walki. Sam Voldemort zdawał się być zadowolony, co nam nie wróżyło niczego dobrego.


Ścisnęłam jego rękę mocniej, bo poza czarnymi plamami nie trudno było dostrzec pół-olbrzyma niosącego ciało, bardzo dobrze znane mi ciało. Świetnie znane nam wszystkim. Ciężko było uwierzyć, że nie jest ono tylko iluzją.


~~~ 

Oo, witam ^^
Mam cudowny humor przez wczorajszą zabawę i tak mi lekko na duszy ;>
Pisało mi się to dość lekko i to mnie trochę martwi, bo nie wiem czy wyszło tak jak w mojej głowie. Ale nie przetrzymuję dalej. 
Następny będzie raczej do tygodnia, może do przyszłego wtorku, mam na niego pomysł i myślę, że się wyrobię. 
To tyle na dziś. ;]

4 komentarze:

  1. No dodaj kolejny :)
    Ten jak zwykle super, nie mogę się już doczekać co będzie dalej. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo oczekiwany ;) wieczna fanka. Weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny? Nie mogę się doczekać. Kocham! <3333

    Courtney Malfoy

    OdpowiedzUsuń