Można by rzec, że ciemne chmury
pojawiły się nad Hogwartem. Nastała chwila opamiętania, moment na
to, by rozejrzeć się wokół i zobaczyć jak wielkie straty
ponieśliśmy.
Nie tylko w liczbie – bo liczba
znaczy cokolwiek tylko dla strategów i historyków. My nimi nie
byliśmy, nie potrafiliśmy patrzeć na ciała i zwyczajnie je
liczyć. Tu chodziło o to, kim byli Ci ludzie, którzy teraz leżą
tam i nigdy się nie podniosą. A byli naszymi przyjaciółmi, którzy
teraz odpływali w błogi sen.
Patrzenie na nich i ich bliskich,
którzy nie potrafili pogodzić się ze śmiercią nie było zbyt
przyjemne. Klęczący ludzie nad pustymi ciałami starający się
przywrócić ich do życia, lub po prostu jeszcze chwilę z nimi
pobyć.
Stałam dalej, oparta o ścianę i
obserwująca wszystkich ich po kolei. Nie podchodziłam. Wolałam dać
rodzinom jeszcze chwilę z bliskimi. Tak długo póki mogą.
-Chodź, proszę.
Westchnęłam pod nosem. Spodziewałam
się tego. Mówił przecież, że jeszcze porozmawiamy. Niechętnie
odsunęłam się od ściany i ruszyłam w stronę głosu.
Też szedł, widocznie nie miał ochoty
zostać zauważonym, co w ogóle mnie nie dziwiło.
Z Hogwartu nie zostało zbyt wile, w
schodach było pełno dziur, a on ciągnął mnie na górę.
Już nawet go widziałam, przebłyski
światła w platynowych włosach odbijały się na tyle dobrze, że
mogłam je dostrzec nawet kilka metrów niżej.
Zatrzymał się dopiero na okrągłych
schodach, mniej więcej w połowie ich długości. Stał i patrzył
przez okno, z którego dokładnie było widać dziedziniec Hogwartu.
-Więc słucham. - powiedziałam po
chwili milczenia.
-Jesteś na mnie zła? - zapytał nie
podnosząc na mnie wzroku.
Otworzyłam szerzej oczy, podeszłam i
popatrzyłam przez okno. Nic nie mówiłam.
-Jesteś. - już bardziej oznajmił niż
spytał.
-Gdybym była pewnie bym tu nie
przyszła. - odparłam obserwując Zakazany Las.
-Nieprawda. - pokręcił głową. -
Przyszłaś, bo chcesz wiedzieć czemu, co nie znaczy, że nie jesteś
zła.
-Przyszłam, żeby wiedzieć czemu,
żeby wiedzieć, czy powinnam być zła.
Milczał. I ja też milczałam. Nie
wiedziałam co mogłabym w tej sytuacji powiedzieć. To miały być
jego wyjaśnienia.
-W moim stosunku do Ciebie nic się nie
zmieniło. - powiedział w końcu, zdawało się, że zdążyły już
minąć godziny.
-Teraz Ty kłamiesz. - pokręciłam
głową. - Jak byłam w Malfoy Manor i miałeś rzucić na mnie
crutiatusa to... widziałam po Tobie, że naprawdę nie chciałeś
tego zrobić.
-To prawda. - kiwnął głową. - A
myślisz, że teraz chciałem?
-Tak.
-Nie mogłem się wahać, Luna. -
pokiwał głową. - Nie potrafię wyjaśnić Ci tego, tak byś to
zrozumiała.
-Nie próbowałeś, skąd wiesz?
-Nieważne. - uciął.
Przymknęłam oczy. Znowu na chwilę
zrobiło się nieprzyjemnie cicho. Teraz sama wolałam to przerwać.
-Czemu oddałeś mi różdżkę?
-Wiedziałem, że to Twoja, kiedy ją
znalazłem. - kiwnął głową. - Byłaś bezbronna, dlaczego miałbym
Ci jej nie oddać.
-Bo byłam bezbronna. - pokręciłam
głową. - Bo byłam łatwym celem.
-I dlatego Ci ją oddałem.
-Byłam Twoim przeciwnikiem.
-Nieprawda. - prychnął. - To tylko
gra. Wszystko jest grą, a Ty tańczysz jak Ci zagrają. Świat nie
dzieli się na Czarnych i Białych. Na popleczników i przeciwników
Czarnego Pana. Oni chcą żebyśmy tak myśleli, żebyśmy tak
właśnie świat dzielili. Ale to nie prawda, nikt nie jest zupełnie
czarny, ani zupełnie biały, nawet Czarny Pan.
-Ale teraz mamy wojnę. I nieważne
czym jesteś splamiony, musisz wybrać po której stronie się
opowiesz.
-A co jak ja nie wiem po której z nich
jestem? Może po obu, może po żadnej. - wzruszył ramionami. - Nie
chcę być taki jak oni wszyscy. Jak każdy z nich.
-Czas dokonać wyboru. - powtórzyłam.
Uśmiechnął się lekko.
-Ja go nie mam. Nigdy nie miałem.
I kolejne milczenie już nieprzerwane
przez żadne z nas. Tym razem zakłóciło to coś zupełnie innego.
Patrzyliśmy przez okno i nietrudno
było zauważyć, że zbliża się do zamku mnóstwo czarnych,
zlewających się plam, które z każdą sekundą coraz bardziej
zaczęły się od siebie oddzielać, a w końcu przypominać ludzi w
czarnych szatach.
-Już czas. - powiedział cicho.
Złapał mnie za rękę i bez niczego
zaczął iść w dół. Cóż miałam zrobić? Nic. Szłam posłusznie
trzymając się go mocno. To już i tak mógł być ostatni czas,
kiedy mogłam to robić. W końcu mamy wojna.
Najwidoczniej nie byliśmy jedynymi,
którzy zauważyli zbliżające się oddziały Voldemorta. Cały żywy
Hogwart zaczął wychodzić na dziedziniec, znajome twarze wręcz
ginęły w tłumie.
Stanęliśmy całą chmarą na schodach
naprzeciwko Śmierciożerców tkwiących już tylko kilkadziesiąt
metrów przed nami. Stali w zwartym szyku, zadowoleni i gotowi do
walki. Sam Voldemort zdawał się być zadowolony, co nam nie wróżyło
niczego dobrego.
Ścisnęłam jego rękę mocniej, bo
poza czarnymi plamami nie trudno było dostrzec pół-olbrzyma
niosącego ciało, bardzo dobrze znane mi ciało. Świetnie znane nam
wszystkim. Ciężko było uwierzyć, że nie jest ono tylko iluzją.
~~~
Oo, witam ^^
Mam cudowny humor przez wczorajszą zabawę i tak mi lekko na duszy ;>
Pisało mi się to dość lekko i to mnie trochę martwi, bo nie wiem czy wyszło tak jak w mojej głowie. Ale nie przetrzymuję dalej.
Następny będzie raczej do tygodnia, może do przyszłego wtorku, mam na niego pomysł i myślę, że się wyrobię.
To tyle na dziś. ;]
No dodaj kolejny :)
OdpowiedzUsuńTen jak zwykle super, nie mogę się już doczekać co będzie dalej. Weny!
Długo oczekiwany ;) wieczna fanka. Weny
OdpowiedzUsuńfajny <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Nie mogę się doczekać. Kocham! <3333
OdpowiedzUsuńCourtney Malfoy